poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 10/Epilog

Harry

Siedziałem z Louisem w naszym pokoju i rozmawialiśmy, śmiejąc się, kiedy do środka weszła bez pukania Cher.
- Co ty tu robisz, Cher?- spytał Lou.
- Wpadłam na pewien pomysł.- odpowiedziała, siadając naprzeciwko nas na łóżku po turecku.
- Jaki?- zapytałem, unosząc brwi i oczekując kolejnego głupiego pomysłu, do które i tak nas by przekonała.
- Nie patrz tak na mnie, tym razem to nic idiotycznego, a pomocnego.- odparła.
- O, to nowość! O co chodzi?- podparłem brodę o dłoń.
- Nie myśleliście o ujawnieniu się?- spojrzałem razem z Louisem na siebie zaskoczeni. Prawda, przed dwoma dniami przyznaliśmy się jej do naszego związku i przy okazji wyjaśniliśmy, o co chodziło z wybuchem Zayna, ale co jej strzeliło do głowy?
- Cher, odbiło ci? Co ty kombinujesz?- odezwał się mój chłopak, a ja z powrotem odwróciłem wzrok na brunetkę.
- Powiedziałam, że nic złego. Po prostu odpowiedzcie, bo wpadłam na pomysł, jak zakończyć Zerrie.
- A co my mamy z tym wspólnego?
- Matko, myśleliście o tym, czy nie?
- Tak i nie planujemy tego w najbliższym czasie.- wtrąciłem, patrząc na nią pytająco, czym dałem jej do zrozumienia, że chce wiedzieć, o co jej chodzi.
- Udam, że nie słyszałam drugiej części twojej wypowiedzi. Moglibyście to stopniowo robić, a Jade i Perrie jednocześnie robiłyby to samo. Początkowo publicznie okazywalibyście sobie małe gesty, które po jakimś czasie stawałyby się coraz śmielsze, a na końcu byście się przyznali w wywiadzie. Wtedy Sam nie miałby innego wyjścia, jak zakończenia tego fikcyjnego związku.
- Przystopuj. Perrie i Jade? Co ci odbiło?- Louis podniósł brwi w szoku.
- Cholera, to chyba jednak nie był tak dobry pomysł.- powiedziała pod nosem, chwile się zastanawiając, po czym wzruszyła ramionami i kontynuowała.- Trudno, jak już zaczęłam mówić, to skończę. Wczoraj wyciągnęłam z Jade i Jesy, że były razem do czasu tej ustawki, bo później Jade zerwała z Pers nie mogąc wytrzymać. Dała warunek Pezz, że mogą do siebie wrócić, jeśli skończy się ten "związek" z Zaynem. Wpadłam dzisiaj na ten pomysł i od razu tu przyszłam, bo wy byście mogli im pomóc.
Zapadła cisza, którą przerwał po dobrej minucie zaskoczony Lou:
- Czy ty właśnie powiedziałaś, że Jade i Pers były razem? Ale.. jak? To znaczy.. Matko, jakim cudem?
Cher przewróciła oczami i odpowiedziała:
- Normalnie. Po prostu dobrze się kryły. Ale nie o to mi chodziło. Co sądzicie o moim pomyśle? Bo teraz, to ja sama nie wiem.
- Wiesz, co? To nie jest głupie, czym jestem zdziwiony, bo ty rzadko nie wymyślasz czegoś idiotycznego, ale jednak powinnaś pogadać z Zaynem, Perrie i Jade. Najlepiej najpierw z Malikiem i Perrie, bo oni mogą ci powiedzieć, czy przez to nie będą mieli żadnych dodatkowych kłopotów. A obawiam się, że mogą.- powiedziałem, a ona się uśmiechnęła.
- Obydwoje tu niedługo przyjdą, tylko początkowo wolałam poznać waszą opinie.- stwierdziła.
- Namówiłaś Zayna do wyjścia?- oburzyłem się, bo przecież będąc pobitym był cały obolały i powinien siedzieć w domu.
- Daj spokój, Hazza. Sam chciał tu przyjść, gdy tylko usłyszał, że idę z wami porozmawiać o czymś, co może im pomóc.
- Idiota.
- Nieraz mi to uświadamiałeś.- w otwartych drzwiach pokazali się Mulat z blondynką.
- Jak długo podsłuchiwaliście?- zapytała Cher, odwracając się do nich.
- Od "wpadłam na pomysł, jak zakończyć Zerrie".- odpowiedziała Pers.
- I co myślicie?
- Harry ma racje, możemy mieć przez to więcej problemów, ale ja jestem tym wszystkim zmęczony i mogę na to przystać.- zgodził się Malik, a Pezz się chwile zastanowiła przed odpowiedzią:
- To jest na pewno lepsze niż rozwiązywanie zespołów i jeśli ma oznaczać powrót do Jade, to również się zgadzam.
- Nie mogę uwierzyć, że ta mała pijawka zaledwie po dwóch dniach znania prawdy wymyśliła coś, czego my nie umieliśmy przez te kilka miesięcy.- Louis pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Ej! Żadna pijawka!- oburzyła się i lekko go trzepnęła w głowę, na co ja zmroziłem ją wzrokiem, a Zayn i Perrie uśmiechnęli się delikatnie.
- Oczywiście, że jesteś pijawką, krasnalu.- oznajmił Mulat.
- Masz szczęście, że mam serce i nie chce ci poprawiać, bo już byś dostał w łeb. Ciemny wielkoludzie.- słysząc jej określenie zaśmiałem się razem z Louisem, a pozostała dwójka uniosła brwi zaskoczona i rozbawiona.
- Ciemny wielkoludzie? Ale żeś się postarała. To go tak bardzo obraziło.- zakpiłem, na co pokazała mi środkowy palec.
- Muszę iść. A wy zamiast się ze mnie nabijać moglibyście być mi wdzięczni.- wstała i zaczęła się kierować do wyjścia.
- Choć raz ktoś się z ciebie nabija, a nie na odwrót.- mruknęła Pezz.- Ja idę do Jade i z nią pogadam, a wy porozmawiajcie z resztą. Koniec tajemnic i wszystko wyjaśniamy.- dziwnie spojrzała na Zayna, a on zdziwiony przytaknął z cichym:
- Wszystko?
- Tak.- odpowiedziała i wyszła, ciągnąc za sobą Cher.
- Jest coś, czego jeszcze nie wiemy?- spytaliśmy równo.
- Niestety tak. Idźcie po Nialla i Liama, a ja zadzwonię po dziewczyny.- oznajmił i usiadł na krześle pod ścianą, wyciągając komórkę z kieszeni spodni.

Perrie

- Bardzo ci się śpieszy?- zapytałam Cher, kiedy wyszłyśmy z domu chłopaków.
- Nie, wcale. Powiedziałam, że muszę iść, żeby dali mi spokój.- odpowiedziała, a ja westchnęłam.
- Powiedz mi, jak dużo wiesz?- zadałam pytanie, patrząc przed siebie.
- Sam trzy razy pobił Zayna, dwa ostatnie razy najgorzej, bo przy pierwszym tylko mu podbił oko. Wiem, że ciebie też ostatnio uderzył, czyli ogólnie wszystko, co wiedzą chłopacy. A po twojej dziwnej wymianie zdań z Malikiem sądzę, że jest coś jeszcze.
- Jest. Uderzył mnie jeszcze kilka innych razy i.. Obmacywał.- dokończyłam szeptem, czując na swoich policzkach rumieńce wstydu i zadrżałam na wspomnienie tego.
- Co?!- krzyknęła, zwracając na siebie uwagę osób stojących kilkanaście metrów przed nami.
- Nie krzycz, bo się sępy zbiorą.- zwróciłam uwagę, używając jej określenia na paparazzi.
- Ale, co ty kurwa powiedziałaś? Czy ja dobrze słyszałam? Nie no ja zdążyłam zauważyć, że wasz menadżer jest popierdolony, ale żeby był zboczeńcem? Matko.. Ile razy?- odpowiedziała zaskoczona.
- Dwa.- przyznałam, bawiąc się nerwowo bransoletką, która doskonale zakrywała moje blizny. Obiecałam, że tego dnia jest koniec tajemnic, więc musiałam jakoś się też do tego przyznać, choć nie umiałam tego zrobić na głos. Dlatego delikatnie odsuwałam ozdobę, pozwalając jej zobaczyć.
- Widziałam jakiś czas temu, ale się nie odzywałam, bo Zayn zdawał się znać prawdę i byłam pewna, że ci to wybije z głowy.- stwierdziła i westchnęła, zaciągając się papierosem, choć nie zauważyłam, kiedy go zapaliła.- To wszystko?- spytała, obejmując mnie jedną rękę, a drugą podsunęła mi pod nos, zachęcając do uspokojenia się używką, z czego chętnie skorzystałam, czując, że z trudem powstrzymywałam łzy w oczach.
- Tak, wszystko. Czy ty palisz te same, co Malik?- zmarszczyłam brwi, rozpoznając smak.
- A jak myślisz, kto mnie wciągnął w ten nałóg? Zayna poznałam jako pierwszego i mnie do tego zachęcił. Ciebie widzę też tego uczy.- wzruszyłam lekko ramionami zanim odpowiedziałam:
- Wiesz, każdy z nas ma jakiś nietypowy, dla niektórych uciążliwy, czy szkodliwy talent. Ty manipulujesz, ja zapominam o swoich obowiązkach, a on zachęca swoje otoczenie do palenia.- na moje słowa zaśmiała się, rozluźniając poważną atmosferę.
- Nigdy nie zapomnę jaki był dumny z siebie, że namówił swoją mamę i siostrę do tego, a nie zauważył, że Liam przysłuchuje się naszej rozmowie. Może nic takiego by się nie stało, ale Li chwile wcześniej się z kimś pokłócił i złość postanowił wyładować, dając Malikowi półgodzinny wykład.
- Mogę się domyślać, co mówił. Idziesz ze mną, czy wracasz do domu?- zapytałam, widząc, że zbliżałyśmy się do bloku, w którym mieszkała Jade.
- Oczywiście, że idę.- oznajmiła i po niecałych pięciu minutach siedziałyśmy w trójkę w salonie różowowłosej.
- Więc co was tu sprowadza?- po tym pytaniu przez najbliższe pół godziny opowiadałam jej wszystko, co się przydarzyło mi i Mulatowi przez tą ustawkę, a kolejne pięć minut Cher jej przedstawiała swój plan.
Po skończeniu zapadła między nami cisza, a zdziwiona Thirlwall ze zmarszczonymi brwiami się zamyśliła. W końcu się uśmiechnęła i spojrzała mi w oczy:
- Jeśli tak to ma wyglądać, a te ukrywające się przed nami osły mają nam pomóc i to będzie koniec twojego związku z Zaynem, to się zgadzam. Możemy się ujawnić.- niespodziewanie mnie przytuliła i kontynuowała, szepcząc do mojego ucha- Przepraszam, że się tak zachowywałam. Gdybym tylko wiedziała, że ciebie to, aż tak bardzo rani i dolewam oliwy do ognia.. Przepraszam, że przeze mnie cierpiałaś i posunęłaś się do cięcia.- nie odpowiedziałam nic, a w zamian za to odsunęłam ją od siebie i nawiązałam kontakt wzrokowy. Przez zaszklone oczy widziałam jej łzy spływające po policzkach i z delikatnym uśmiechem pocałowałam ją. Tak bardzo za tym tęskniłam, ona również, co mogłam poznać po intensywności wielu uczuć, które zostały zawarte w pocałunku.
- Koniec tych czułości, zakochańce!- Cher klasnęła w dłonie, przypominając o swojej obecności i zaśmiała się, słysząc nasze pomruki niezadowolenia.
- Zapomnieliście, że to jeszcze nie wszystko? Idziemy z powrotem do chłopaków. Trzeba ustalić szczegóły.- wstała ze swojego miejsca i zadowolona z siebie skierowała się w stronę wyjścia.
- Cher?- razem z Jade zatrzymałyśmy ją, podchodząc bliżej. Lloyd posłała nam pytające spojrzenie.- Dziękujemy.- dokończyłam, obejmując z szerokim uśmiechem ukochaną.
- Od czego ma się przyjaciół?- odwzajemniła uśmiech i wróciłyśmy w towarzystwie różowowłosej do domu chłopaków, po czym wspólnie zaczęliśmy ustalać, co i kiedy zrobimy, czy powiemy.

Zayn

Kilka dni później mieliśmy pierwszy wywiad, podczas którego Harry i Louis wykonywali różne gesty ukazujące, że między nimi nie ma tylko przyjaźni, choć to nie było zbytnim szokiem, bo zdarzało im się to wiele razy wcześniej. W tym czasie dziewczyny w studiu obok również udzielały wywiadu, a Jade i Perrie robiły to samo. Wszystko obserwował Sam, który gdy tylko skończyliśmy zniknął gdzieś mocno zdziwiony i zamyślony.
Mieliśmy na tamten dzień już wolne, więc zdecydowaliśmy się poczekać na dziewczyny, co nie trwało długo, bo zaledwie parę minut. Dziewiątką pojechaliśmy do domu Cher, która zanim jeszcze zdążyliśmy podejść do drzwi stanęła w progu i podekscytowana stwierdziła:
- Wywołaliście niemałe zamieszanie w internecie. Już teraz rozpisują się o was, zwłaszcza o Pade. Dobry początek.
Przez następne trzy tygodnie stawali się coraz odważniejsi, czym frustrowali Samuela, ale zamiast z nami porozmawiać starał się, jak mógł obalić wszelkie podejrzenia o ich związku, aż w końcu sprawę przeważyło zdjęcie opublikowane przez dziewczyny. Przedstawiało splecione ze sobą dłonie Larry'ego oraz Pade obok siebie.
- Co to ma być?- po skończonej próbie mieliśmy jeszcze trochę czasu do koncertu, dlatego ja, Pers i Harry postanowiliśmy spędzić wolne chwile w garderobie, podczas gdy pozostała trójka gdzieś poszła, a nasz menadżer wleciał zły do pomieszczenia.
Słysząc jego szorstki i przepełniony negatywnymi emocjami ton głosu blondynka i ja zadrżeliśmy ze strachu i spięliśmy mięśnie. Hazza, zauważając nasze reakcje przepchnął się między nami i stanął krok przed naszymi osobami.
- O co chodzi?- zapytał, siląc się na spokojny ton głosu, choć szło zauważyć jego mocno zaciskające się palce na rękach, które splótł na wysokości klatki piersiowej. A to znaczyło, że bał się tak samo, jak my, bo miał świadomość do czego zdolny był Samuel.
- Jeszcze się pytasz? Doskonale wiecie, o co chodzi. Macie usunąć to zdjęcie, wszelkie wpisy z domysłami o istnieniu waszych związków i od dzisiaj nie chce widzieć i słyszeć o żadnych nowych. Dwuznaczne wypowiedzi też mają się skończyć. Nie będzie żadnego Pade, ani zasranego Larry'ego. Żadnego ujawniania. Zrozumieliście?- zmierzył nas po kolei złym i zirytowanym wzrokiem. Przełknąłem głośno ślinę, kiedy nasze spojrzenia się spotkały, nie kryjąc strachu, a jak przeniósł go na Pezz, ta chwyciła mój prawy łokieć, wbijając w niego paznokcie, starając się nie okazywać na twarzy emocji.
- A co jeśli się nie posłuchamy?- odpowiedziała pytająco, a ja jeszcze boleśniej poczułem jej przydługie paznokcie na swojej skórze.
- Myślę, że doskonale znasz odpowiedź na to pytanie, Edwards.- zmroził ją wzrokiem.
- Ale ja nie znam.- w drzwiach stanął Liam z Louisem i Niallem u boku.
Skrzyżował ramiona i oparł się plecami o ścianę, poważnie lustrując twarz menadżera. Sam spojrzał na niego i nie komentując nic więcej wyszedł, rzucając samo:
- Zróbcie to, co mówiłem.
Zaraz po jego wyjściu odetchnęliśmy z ulgą, a Pers mnie puściła.
- Co on od was chciał, bo słyszeliśmy tylko ostatnie dwa zdania zanim weszliśmy?- zapytał blondyn.
- Chciał, żebyśmy przestali się ujawniać.- odparł Harry.- Czego oczywiście nie zrobimy. Ale na koncercie przystopujemy, by się uspokoił.- dodał, na co Lou skinął głową, a my za nim.
Cztery godziny później po koncercie zbieraliśmy się do powrotu do domu, gdy całkowicie spokojny menadżer poprosił mnie i blondynkę na bok. Poszliśmy na drugi koniec pustej już hali porozmawiać. Chłopacy byli wraz z resztą ekipy kilkanaście metrów dalej, więc byliśmy spokojni, że nic się nie stanie.
- Przez wasze idiotyczne numery nie daje rady uciszyć tych cholernych plotek, więc obydwoje wyjedziecie na kilka dni do rodziny Malika. Macie pokazać, że to wasz związek jest prawdziwy, a nie Pade.- oznajmił, nie czekając, aż my się odezwiemy.
Westchnąłem i oboje wymieniliśmy spojrzenia, a następnie ja skierowałem lekko spanikowany wzrok na Liama, który od razu z Niallem, Hazzą i Lou stali się czujni i zaprzestając rozmów obserwowali nas.
- Nie. Nie jesteśmy w żadnym związku, Pezz jest zajęta przez Jade i nie będziemy więcej tego ukrywać. To koniec tej ustawki, czy ci się to podoba, czy nie. Mamy dość.- powiedziałem, przybierając na twarz maskę pewności siebie, ukrywając strach jaki czułem. Z powrotem spojrzałem na resztę, gdy zobaczyłem, że złość znowu kryje się w jego oczach i cała czwórka zaczęła iść w naszą stronę.
- Chyba sobie żartujecie. Pomyśleliście o zespołach, do cholery?!- warknął.
- Uzgadniali to z nami.- wtrącił za mną Niall.
- Co wy sobie myślicie?! Macie, kurwa robić, co każę, a nie, co wam się podoba, czy też nie!- krzyknął i kilka osób na nas zerknęło, ale od razu wróciło do swoich zajęć.
- Nie, jeśli chodzi o nasze życie osobiste.- oznajmiłem, czując złość, która zaczęła się mieszać ze strachem, dlatego pociągnąłem Pers ze sobą i czym prędzej w dwójkę wyszliśmy z budynku. Rzadko jeździłem swoim samochodem, ale tego dnia przyjechałem nim, zamiast z resztą podstawionym autem, bo od rana załatwiałem sprawy na mieście, a następnie mieliśmy próbę i koncert. Razem z przyjaciółką pojechaliśmy do domu.
Ulice ze względu na późną porę były prawie w całości opustoszałe i chciałem odreagować, więc jechałem szybciej niż to było dozwolone. Perrie nawet na to nie zwróciła uwagi, będąc zamyśloną i piszącą SMS-y. Domyśliłem się, że pisze z Cher i Jade, zdając im relacje z kilku ostatnich godzin. Po kilku minutach zadzwonił mój telefon, więc odebrałem, nie patrząc na wyświetlacz.
- Gdzie jesteście?- po głosie poznałem Liama.
- Wra..
- Zayn, uważaj!- krzyk Pezz mi przerwał, a mi zmroziło krew, kiedy zobaczyłem kogoś wbiegającego na ulice. Puściłem komórkę na podłogę i hamując skręciłem, chcąc ominąć tego kogoś, ale w efekcie straciłem kontrole nad samochodem. Ostatnie, co usłyszałem to krzyk siedzącej obok blondynki, po nim huk i poczułem ból, a następnie straciłem przytomność.

Harry

- Zayn?- staliśmy pod halą wraz z Louisem i Niallem, rozmawiając, kiedy usłyszeliśmy podniesiony głos Li oddalonego kilka kroków. Podeszliśmy do niego ze zmarszczonymi brwiami, bo miał tylko zadzwonić do Malika, a był zdenerwowany.- Zayn, odezwij się! Co się stało, do cholery?! Kurwa, Malik!- krzyknął i odsunął komórkę od siebie, po czym wybrał numer i znowu zadzwonił, nie zwracając uwagi na nasze zaniepokojone spojrzenia. Po kilkunastu sekundach zły przeklął pod nosem, a pojedyncza łza spłynęła mu po policzku.
- Co jest, Li?- spytałem.- Liam! Co się stało?!- podniosłem głos, gdy mnie zignorował i nie odpowiedział.
- Nie wiem. Odebrał, ale nie zdążył mi powiedzieć gdzie są i Perrie krzyknęła, żeby uważał. Później słyszałem kolejny krzyk z piskiem i coś walnęło. Chyba mieli wypadek, tylko gdzie są?
- Nie mieli daleko do domu, więc na pewno niedaleko. Jest jedna najkrótsza droga i Zayn pewnie ją wybrał. Idziemy!- spanikowany Niall podniósł głos, gdy mnie wmurowało i pociągnął mnie, podczas gdy Li i Lou zaczęli biec. Otrząsnąłem się z szoku, bo płaczący Louis rzucił mi się w oczy i rzuciliśmy się w bieg za nimi. Po dziesięciu minutach, bardzo blisko miejsca zamieszkania Pers i Malika zobaczyliśmy światła syren policyjnych i karetki. Stanęliśmy i zaczęliśmy obserwować wszystko, co się działo.
- Samochód Zayna.- szepnął przerażony Louis, a ja rozejrzałem się, szukając dwójki przyjaciół.
I znalazłem. Nieprzytomna Perrie na noszach była zabierana do karetki. Mulat leżał na chodniku, a nad nim kilku ratowników coś wykrzykiwało. Zacząłem się tam zbliżać, ale będąc kilkanaście kroków od nich jeden z policjantów mi zatorował drogę.
- To są moi przyjaciele. Niech mnie pan przepuści.- powiedziałem, czując łzy spływające po policzkach.
- Dziewczynę właśnie zabierają do szpitala, a u mężczyzny nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Nie możesz tam podejść. Reanimują go.- odpowiedział, posyłając mi współczujący wzrok.
- Jezu, nie! On musi żyć!- podniosłem głos, a Lou zaraz do mnie się przytulił.
Nie wiem ile trwaliśmy w swoim uścisku, płacząc, a Niall i Liam nie ruszali się z miejsca, ani nic nie mówili, ale w końcu krzyknięto, że się udało i szybko zabrano Zayna do drugiej karetki. Li zdążył tylko podbiec i się dowiedzieć do jakiego szpitala go zabierali i odjechali. Payne, nie skrywając łez spływających wzdłuż twarzy pociągnął nas i jako, że nie było daleko, bo zaledwie kwadrans drogi poszliśmy do szpitala. W recepcji Liam będąc bardziej od nas opanowanym zapytał o dwójkę naszych przyjaciół, ale kazano nam czekać i wskazano krzesła na korytarzu.
Blondyn nie odzywał się i wpatrywał w jeden punkt nie wiem, czy to przez szok, czy przez strach. Nie płakał, w ogóle nic nie robił. Li chodził w tą i z powrotem, pozwalając spływać łzom po policzkach, a ja i Lou dalej w siebie wtuleni płakaliśmy. Po jakieś godzinie zadzwonił telefon Nialla, ale ten nie zwracał uwagi na niego, więc wyciągnąłem go z kieszeni jego bluzy i spojrzałem na wyświetlacz. Przełknąłem ślinę i wziąłem uspokajający oddech zanim odebrałem:
- Jade, Malik i Edwards mieli wypadek.- powiedziałem, nie czekając na to, żeby się odezwała.
- Słucham?- spytała cicho, w tle usłyszałem głos Jesy, ale nie zrozumiałem, co mówiła.- Co ty pieprzysz? Jaki wypadek?
- Samochodowy, nie wiem co z nimi. Wiem tylko, że Zayna reanimowali.- odpowiedziałem i podałem adres szpitala, po czym się rozłączyłem.
Odłożyłem telefon z powrotem do kieszeni niekontaktującego blondyna i schowałem twarz w dłonie, czekając. Czułem opartego o prawe ramie mojego chłopaka, który dalej płakał. Sam też to robiłem. Nasz szloch i nerwowy chód Liama przerywał cisze do czasu, aż do szpitala nie wbiegły dziewczyny.
- Co z nimi? Jak to się stało?- zapytała Jade, a Li przystanął. Nikt się jednak przez chwile nie odezwał, więc ja to zrobiłem:
- Nic nie wiemy. Jedynie to, że to się stało, kiedy Zayn odebrał telefon od Liama.
- Wszystko będzie dobrze, Jade.- Cher przytuliła rożowowłosą, a Thirlwall zaczęła płakać w jej ramionach.
Przez kilka godzin nie odzywaliśmy się więcej do momentu, w którym nie wyszedł lekarz.
- Nie będę pytał, czy jesteście z rodziny, bo wiem, że nie. Ale zrobię wyjątek i ze względu na waszą przyjaźń powiem prawdę.- powiedział od razu smutnym głosem.- Pan Malik prowadził za szybko, do tego oboje nie mieli zapiętych pasów i ktoś wbiegł na ulice, jak zdążyła ustalić policja. Kiedy uderzyli w słup pan Malik wyleciał z auta przez przednią szybę, a pani Edwards cudem zatrzymała się w pojeździe. Przykro mi, ale u obojga akcja serca została zatrzymana. U pana Malika nastąpiło to drugi raz i niestety nie udało nam się jej przywrócić, tak samo u pani Edwards.
- NIE! PERRIE MUSI ŻYĆ! NIE! DLACZEGO ONA?!- przeraźliwy krzyk wydarł się z piersi Jade i opadając na podłogę zaczęła na przemian wrzeszczeć i płakać, wyrywając sobie włosy.
- Jade, uspokój się! Słyszysz? Cii..- Jesy zagarnęła ją w ramiona, próbując uspokoić, a my nie wiedzieliśmy, czy jesteśmy bardziej przerażeni i zszokowani jej zachowaniem, czy informacją od lekarza.
Po chwili przestała krzyczeć i wtulona w brunetkę zanosiła się płaczem, z trudem nabierając oddechu. Jakaś pielęgniarka podeszła i szepcząc coś do brunetki dała Thirlwall zastrzyk, a lekarz odszedł, posyłając nam ostatnie współczujące spojrzenie.
Opadłem na krzesło i ponownie wybuchnąłem płaczem, gdy dotarło do mnie, że Perrie i Zayna nie ma i nigdy już nie będzie wśród nas. A przecież wreszcie miało się wszystko ułożyć. Ustawka miała się zakończyć, Pade miała się ujawnić i oni mieli mieć wreszcie spokój od Sama. Po kilku miesiącach mieli być szczęśliwi. Czy dla losu to tak dużo, że musiał im odebrać tą szanse? Czy naprawdę w tak młodym wieku śmierć musiała ich zabrać ze sobą z powierzchni Ziemi?
- Gdybyśmy go zatrzymali nic by się nie stało. Widzieliśmy, że jest zdenerwowany, a zajęliśmy się Samem. Kurwa! A teraz nie żyją!- Niall po raz pierwszy od paru godzin się odezwał i podniósł głos, po czym z płaczem odszedł, kierując się do wyjścia.
Nie mogłem się nie zgodzić z jego słowami, które dobiły nas jeszcze bardziej, ale gdzieś z tyłu głowy miałem myśl, że nie była to tylko nasza wina. Perrie i Zayn mogli zapiąć pasy, Mulat mógł nie jechać za szybko, albo nie wsiadać za kierownice, bądź pieprzyć ten cholerny telefon i nie odbierać, ale odpychałem ją, bo nie umiałem ich winić. Najwyraźniej tak miało być, tylko dlaczego to spotkało naszych przyjaciół? Osoby, które były nam bliskie i je kochaliśmy? Czym oni sobie zawinili? Pragnieniem uwolnienia się spod władzy największego sukinsyna i szczęścia?
- Nasz miłość była, jest i będzie sekretem, Perrie. Na zawsze.- szepnęła przez płacz Jade, odsunęła się od Jesy i wyszła. Tamtego dnia każdy z nas poszedł w inne strony i przygoda ze śpiewaniem, sławą i wspólnym życiu się dla nas skończyła. Bez tej dwójki nic nie było takie same.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oto smutny koniec tej historii. Jak mówiłam Pade do siebie wróciła, ale nie zdążyła się ujawnić. Sami sobie dopowiedzcie, kto jak sobie poradził ze śmiercią Zayna i Perrie. Nie wiem, co jeszcze napisać, więc po prostu dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia i liczę, że ostatni rozdział również zostanie skomentowany. Z góry dziękuję też za to :)

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 9

Zayn

Kilka najbliższych dni mieliśmy tak samo pracowite, jak dziewczyny, co było trochę dziwne, bo zazwyczaj Sam chciał mieć na nas oko na wywiadach, więc jeśli my byliśmy w pracy, Pers, Jade, Jesy i Leigh miały wolne. Wtedy było inaczej, ale za to później mieliśmy kolejne dni wolne razem, dlatego mogliśmy spędzać je całą dziewiątką. Co do samej Perrie, to dokładnie przeszukałem jej rzeczy i skonfiskowałem wszystko, czym się raniła, tak samo kontrolowałem, czy nie ma nowych blizn i nie kontynuowała mimo obietnicy swoich działań. Do tej pory dotrzymywała słowa, a zamiast tego przychodziła do mnie rozmawiać. Sytuacja z naszym menadżerem się uspokoiła, nie wpadał na żadne pomysły, ale miałem przeczucie, że to tylko cisza przed burzą i po jakimś czasie znowu zacznie grać nam na nerwach.
Z samego rana poszedłem do mojego i chłopaków domu, nie mając, co robić, bo dziewczyny na cały dzień gdzieś tam wyjechały. Nie wiedziałem dokładnie gdzie, bo nie słuchałem nazwy miasta, jak Pezz mi o tym mówiła.
- Hej, Liam.- przywitałem się z przyjacielem, który z niewiadomych mi jeszcze powodów stał w wejściu do salonu, rozglądając się po nim- O, cholera! Co tu się stało? Skąd ten syf?- spytałem, z szokiem patrząc na porozwalane rzeczy po całym salonie.
- Właśnie próbuję się domyślić. Wczoraj ja wychodziłem i przed chwilą wróciłem, Hazza jechał do rodziców i niedługo dopiero ma przyjechać, a do Nialla i Louisa miała przyjść Cher. No tak. Trójka największych idiotów bez kontroli.- odpowiedział i wydarł się na cały dom.- Lloyd, Tomlinson, Horan na dół!- po kilkudziesięciu sekundach po schodach schodzili nasi zaspani przyjaciele.
- Cześć.- Cher pobieżnie objechała wzrokiem salon, dosłownie na sekundę się krzywiąc, a następnie z niewinnym uśmiechem spojrzała na Li.- O co chodzi, Li?- zachciało mi się śmiać, ale powstrzymałem się jedynie do stłumionego chichotu, kiedy słyszałem jej skruszony głos połączony z miną zbitego psa. Doskonale wiedziałem, że w ten sposób wywinie się od sprzątania, a nawet może zwolnić od tego obowiązku blondyna i Lou, choć mogłem się założyć, że cokolwiek tam robili, to ona była tego pomysłodawczynią. Zawsze tak było, bo ona miała wyjątkowy dar manipulowania ludźmi i prędzej, czy później wszyscy robili, co chciała. W naszym przypadku często udawało jej się to prędzej niż później. Mogła to być największa głupota, ona i tak przekonała, aby ją zrobić, a następnie wywijała się z poniesienia konsekwencji. A najgorsze, że każdy kto ją znał o tym wiedział, a i tak jej się dawał.
- Eee..- Liama udawało jej się owinąć wokół palca najszybciej, co po raz kolejny mogliśmy obserwować- Cholera, Cher! Nie rób takiej miny!- zbulwersował się, ale w jego oczach było widoczne wahanie, a nie jak minute wcześniej zirytowanie i determinacje.
- Jakiej?- zrobiła jeszcze słodszą minę i dla szybszego efektu w jej oczach pojawiły się łzy.
Chwile mierzyli się wzrokiem, po czym szatyn westchnął zrezygnowany, a ja się zaśmiałem. Widziałem blondyna i Louisa, którzy z trudem powstrzymywali się przed tym.
- Czasem naprawdę jesteś zołzą. Czy ty kiedykolwiek nie manipulujesz ludźmi?- zapytał zaczynając sprzątać, a brunetka zachichotała, puszczając chłopakom oczko za plecami Li.
- Tak, Liam też cie kocham. Miłego sprzątania.- powiedziała i popchnęła w stronę schodów swoich dzień wcześniejszych towarzyszy.
- Cher, jeszcze możesz ty to robić!- zawołał za nią, a ona z cwaniackim uśmiechem odwróciła się do niego na szczycie schodów.
- Jeśli potrzebujesz pomocy, Malik jest chętny.- stwierdziła.
- Co? Na pewno nie, ty mała wredna istotko.- odparłem i poszedłem w ślady szatyna i Nialla, którzy zniknęli w sypialni Larry'ego.
Mijając ją potargałem jej włosy.
- Zayn!- syknęła i spróbowała mi oddać tym samym, ale była za niska.
- Ugh.. Jeszcze ci oddam w zanadrzu.
- Nie liczyłbym na to, krasnalu. Może wszystkimi łatwo ci manipulować, ale na mnie praktykowałaś za często i się uodporniłem.
- Zobaczymy. I nie nazywaj mnie krasnalem.
- A jak? Twój brak wzrostu, złośliwy charakter i podstępność tylko z tym mi się kojarzą.- wzruszyłem ramionami, siadając obok Nialla.
- A ty niby taki święty?- zmrużyła śmiesznie oczy.
- W porównaniu z tobą tak. Mam ci przypomnieć twoje numery z samego tego miesiąca?- podniosłem pytająco brew.
- Dobra, skończ. Trzeba mieć z czego się śmiać, a to, że ludzie łatwo dają się podejść to nie moja wina.- odpowiedziała.
- Współczuję twojemu przyszłemu mężowi.- chciałem zakończyć temat, ale brunetkę coś tknęło.
- Właśnie, chciałam cie wczoraj opieprzyć, ale nie przyszedłeś. Jak mogłeś razem z Perrie się nie pochwalić takim newsem?!- zbulwersowała się, a ja zdezorientowany wymieniłem się spojrzeniami z chłopakami.
- O czym ty mówisz?- spytał Louis.
- Jak to o czym? To wam też nic nie powiedzieli?
- Niby czego?- zgłupiałem.
- Cały internet huczy o waszych zaręczynach.- oznajmiła, a we mnie się zagotowało.
- O czym?- równo z chłopakami zapytałem. Tylko u mnie oprócz szoku można było usłyszeć złość.
- Nie rżnij głupa, Zayn. Sami to z Pers potwierdzaliście na Twitterze. Tak samo wasz menadżer.
- O czym ty mówisz, do cholery?! Ja od dobrych kilku miesięcy jestem nieaktywny na koncie, nawet zapomniałem hasła, poza tym nie było żadnych zaręczyn. Coś ci się w główce poprzewracało.
- Malik, ale ona mówi prawdę. Zobacz.- blondyn odwrócił w moją stronę wyświetlacz jego komórki, pokazując wpis sprzed dwóch dni niby mojego autorstwa.
- Co to ma być, kurwa?! Ja nic takiego nie pisałem. Zaraz..- zawiesiłem się, gdy do mnie dotarł pewien szczegół i po chwili kontynuowałem- Powiedziałaś, że Sam też to potwierdzał?- zadałem pytanie, na co przytaknęła zdezorientowana- Wiedziałem, że na długo nie da nam spokoju.- ze złości wstałem i zacząłem krążyć po pokoju.
Do Nialla i Louisa nagle dotarło, o co chodzi, bo spojrzeli na siebie poważnie.
- Zayn, us..- zaczął cicho Lou, ale mu przerwałem.
- Nie będę się uspokajał! Przegiął, kurwa przegiął! Zaręczyny? Jeszcze nas o tym wcześniej nie poinformował, ani nic! Może jeszcze jutro wymyśli sobie ślub, co?! Nie! Nie będę więcej pionkiem w jego chorej grze! Koniec tego, koniec Zerrie, choćbym nie wiem jaką cenę miał zapłacić!
- Co tu się dzieje?- w drzwiach pojawił się Liam w towarzystwie Harry'ego.- O co się tak wściekasz?
- Właśnie się dowiedziałem, że mam narzeczoną, choć nikomu się nie oświadczałem. Świetna rzecz, prawda? Kurwa, jak on mógł coś takiego zrobić?!
- Co?- oboje spojrzeli na mnie, jak na wariata.
- Kto, co wymyślił? I o co chodzi z tą narzeczoną?- dopowiedział zaskoczony Hazza.
- Sam wymyślił jego zaręczyny z Pezz, co potwierdził dwa dni temu, a Zayn teraz się o tym dowiedział..- wyjaśnił blondyn i spojrzenie dwójki, która nadal stała w drzwiach spoczęła na nim.
- Wychodzę. Żadnych telefonów, ani nic.- oznajmiłem krótko wściekły i zbiegłem na dół, po czym wyszedłem z domu i szybkim krokiem zacząłem krążyć po mieście, chcąc chociaż trochę się uspokoić. Nie wychodziło mi to, a im dłużej o tym myślałem, tym bardziej byłem zdenerwowany. Brakowało mi już określenia na tą sytuacje, w której tkwiłem z Perrie od miesięcy. Byliśmy całkowicie pod kontrolą Samuela, który wpadał na coraz bardziej chore pomysły.

Perrie

Tego dnia cały dzień dużo pracowałyśmy poza Londynem. Nie miałyśmy nawet zbytnio czasu na rozmowę, choć dziewczyny dziwnie się zachowywały, a ja nie miałam pojęcia, o co chodzi. Bo niby jak mogłam sobie tłumaczyć zaniepokojony i zawiedziony wzrok Leigh- Anne i Jesy oraz wściekły Jade kierowany tylko do mnie? Byłam pewna, że Zayn nie powiedział im nic o moich problemach, bo go o to prosiłam, a on zawsze dotrzymywał obietnic złożonych przyjaciołom. Wieczorem, gdy wracałyśmy i między nami w samochodzie panowała cisza, a dziewczyny rzucały mi ukradkowe spojrzenia zapytałam:
- O co wam chodzi? Zrobiłam coś nie tak?
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Dlaczego kłamałaś?
Pierwsze pytanie padło z ust Leigh, a drugie Jade i to właśnie na nie zwróciłam uwagę.
- Kłamałam z czym?- zdezorientowana spojrzałam na dziewczynę.
- Z tym, że mnie nadal kochasz i chcesz powrotu naszego związku. Po co to było?- widząc w jej oczach złość i ból zgłupiałam.
- Ale a co ci.. Przecież mówiłam prawdę.. Nie kłamałam..- zaczęłam się tłumaczyć, ale przerwała mi, prychając pod nosem.
- Jasne, teraz też nie kłamiesz. Dobrze, że nie byłam głupia i nie zgodziłam się na powrót naszego związku. Tylko byłabym twoją zabawką.
- Jaką zabawką? Czemu mi zarzucasz, że kłamałam? O co chodzi? Wytłumacz mi to.- poprosiłam, czując piekące przez łzy oczy.
- Perrie, przestań udawać. Naprawdę myślałam, że kochasz Jade i chciałam wam pomóc do siebie wrócić, ale jak widać się pomyliłam. My już znamy prawdę, powiedz tylko, dlaczego udawałaś?- wtrąciła Leigh z wyrzutem i zawodem.
- Jesy, możesz chociaż ty mi wyjaśnić, o co chodzi?- zwróciłam się do wpatrującej się w widok za oknem brunetki.
- Pers, do cholery przestań udawać! Chodzi o twoje pieprzone zaręczyny z Malikiem!- zanim Jessica się odezwała czarnowłosa się na mnie wydarła.
- Zarę.. Że co?!- zszokowana podniosłam głos, przerywając w pół słowa- O czym wy mówicie? Nie było żadnych zaręczyn. Przecież sam nasz związek to fikcja, nie kochamy się, co wyście wymyśliły?
Jesy skupiła na mnie swój uważny wzrok, a Jade i Leigh zatkało i nie mogłam odgadnąć jakie emocje nimi targają.
- My nic nie wymyśliłyśmy. Sama to potwierdzałaś, tak samo Zayn. A po was Sam.- do tej pory milcząca Jesy wyjaśniła, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Jak mogłam potwierdzić coś o czym nie miałam zielonego pojęcia?
- A jak wytłumaczysz to?- Jade podała mi swojego laptopa, którego miała na kolanach i pokazała mój tweet, w którym potwierdzałam swoje "zaręczyny" z Malikiem.
- Ale ja tego nie pisałam..- zmarszczyłam lekko brwi i spojrzałam na siedzącego z przodu samochodu obok kierowcy Sama, który obserwował nas i kiedy spotkał się ze mną wzrokiem uśmiechnął się dumnie- Och, rozumiem.. Pogadamy o tym jutro, ok?- spojrzałam zła na dziewczyny, gdy dotarło do mnie, że to sprawka menadżera.
- Pezz..
- Leigh, jesteśmy na miejscu.- przerwał jej Sam, a ona zirytowana wysiadła i pociągnęła za sobą brunetkę, oznajmiając, że nocuje u niej, na co Jesy skinęła głową, po czym pożegnały się z nami i ruszyły do małego domu czarnowłosej.
Z różowowłosą się nie odzywałyśmy do siebie, bo obie byłyśmy pochłonięte myślami. Po niecałych dziesięciu minutach byliśmy pod blokiem, w którym znajdowało się mieszkanie Thirlwall, więc się pożegnałyśmy krótko i gdy zostałam sama w samochodzie z Samem i kierowcą usłyszałam:
- Poinformuj Malika, że za pół godziny mamy spotkanie u mnie w biurze.
Wyciągnęłam swój telefon i wysłałam przyjacielowi SMS-a, a przez następne dwadzieścia minut drogi nie odzywałam się, czując złość i łzy w oczach. Gdy dojechaliśmy na miejsce, nie czekając na Samuela poszłam do jego biura, a on po kilku minutach rozmowy z kierowcą do mnie doszedł. Zaraz za nim przyszedł Zayn, który aż kipiał wściekłością, zaciskając mocno szczękę i jedną dłoń, mając zaróżowione policzki i do tego jego wzrok gdyby mógł, to by zabijał. Wzdrygnęłam się, gdy na kilka sekund spotkaliśmy się spojrzeniami, a następnie Mulat, zakładając ręce zwrócił się do naszego menadżera, który miał zadowolony wyraz twarzy:
- Możesz mi, kurwa wyjaśnić co ty wymyśliłeś, skurwysynie?!- podniósł głos, zapominając o zachowaniu jakichkolwiek granic.
- Taka kolej rzeczy. Jesteście już ze sobą kilka miesięcy i każdy się do tego już przyzwyczaił i przestał na was i zespoły zwracać uwagę. Potrzeba czegoś więcej, dlatego zostaliście narzeczeństwem.- wzruszył ramionami, czym jeszcze bardziej mnie zdenerwował, a Malika szlag trafił.
- Czy ty siebie, kurwa słyszysz?! Nie będzie żadnego narzeczeństwa, dupku! Tej cholernej ustawki też nie będzie! Koniec z decydowaniem o naszym życiu i kontrolowaniu go, psychiczny gnojku!- wydarł się, a na twarzy Sama i w jego oczach momentalnie szło zobaczyć gniew. Zanim się obejrzałam szarpnął nim do tyłu, chwytając za koszulkę i przycisnął do ściany.
- Nie ty, kurwa tu o wszystkim decydujesz! Masz być posłuszny, zapomniałeś już o tym?- wysyczał, a mnie jak widziałam jedną dłoń menadżera zaciskającą się w pięść oraz Zayna zamykającego gwałtownie oczy i czekającego na uderzenie coś tknęło. Zrobiłam szybkie dwa kroki w ich kierunku i obiema rękoma złapałam za jego rękę, powstrzymując go.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, a Samuel zastygł w miejscu i odwrócił twarz w moją stronę ze zdziwieniem i złością widocznymi w oczach.
- Perrie, nie.- szepnął mój przyjaciel ostrzegawczo, ale go zignorowałam. Nie mogłam odpuścić, musiałam mu pomóc.
- Zostaw go.- powiedziałam ściszonym głosem, starając się brzmieć stanowczo.
- Na co ty sobie pozwalasz, Edwards?!- warknął wściekły menadżer, wymierzając mi mocne uderzenie w policzek, przez które straciłam równowagę i przewróciłam się na podłogę. Uderzyłam o coś głową i straciłam przytomność.

Zayn

- Pers!- krzyknąłem, kiedy straciła przytomność po uderzeniu głową w kant biurka. Oprócz złości i strachu mój umysł wypełniła troska. Chciałem się wyrwać z uścisku Sama, ale ten zareagował od razu, zacieśniając go.
- Gdzie, kurwa?! Zasłużyła sobie, suka.- odezwał się szorstko.
- Nie mów tak o niej.- stwierdziłem od razu wściekły, zachowując się jak kompletny idiota, bo powaga sytuacji była za duża i bez tego, a tym sposobem jeszcze bardziej wyprowadziłem go z równowagi.
- Zademonstruje ci teraz kolejną lekcje posłuszeństwa, skoro sam się o to prosisz.- nie zdążyłem dobrze przetworzyć w głowie jego słów, gdy poczułem jego pięść zderzającą się z moją kością policzkową.
Późniejszych ciosów nie rejestrowałem. Nie wiem ile ich było i gdzie zostały wymierzone. Wiem, że poczułem cholerną ulgę, kiedy sobie odpuścił i przeklinając pod nosem wyszedł, trzaskając drzwiami. Ignorując ból zbliżyłem się do blondynki i zacząłem ją cucić. Po chwili mi się udało, a Pezz od razu syknęła, chwytając się za głowę.
- Moja głowa. O, matko! Jak ty wyglądasz?- przyjrzała mi się.
- Wstawaj, musimy wrócić do domu zanim znowu tu przyjdzie.- sam wstałem, zaciskając zęby z bólu i jej pomogłem.
Na nasze szczęście mieszkaliśmy tylko kilka ulic dalej i było grubo po północy, więc nikt nas nie widział. Blondynka od razu pociągnęła mnie do kuchni, skąd wyciągnęła apteczkę.
- Po co to?- zdziwiłem się.
- Siadaj. Masz rozwaloną wargę i siniak już ci się utworzył pod okiem.- usiadłem i syknąłem, gdy przyłożyła wacik nasączony wodą utlenioną do mojej górnej wargi, czując pieczenie. Skończywszy podała mi lód, a sama wzięła swój i przyłożyła do swojego policzka.
- Idę się położyć.- oznajmiłem, nie biorąc okładu i poszedłem do swojego pokoju gdzie szybko zasnąłem.

Harry

Następnego dnia razem z Liamem i Louisem poszliśmy do Zayna i Perrie, bo mieliśmy złe przeczucia po dzień wcześniejszym wybuchu Mulata. Baliśmy się, że w złości poszedł do Sama i jak się okazało mieliśmy poniekąd racje. Drzwi otworzyła nam Pers z zaczerwienionymi i podpuchniętymi oczami, które świadczyły o przepłakanej i nieprzespanej nocy oraz z siniakiem na policzku.
- Co wy tu robicie?- spytała, wpuszczając nas i zasłaniając się włosami.
- Za późno. Już zauważyliśmy.- oznajmił poważnie Lou, wskazując na siniaka.
- Kto cie uderzył?- dodał Liam z troską w głosie.
- Siadajcie.- wskazała w stronę salonu, bo cały czas byliśmy w korytarzu.
W czwórkę usiedliśmy na kanapie, a blondynka westchnęła i po chwili ciszy zaczęła:
- Wczoraj Sam zorganizował spotkanie ze mną i Zaynem, bo kiedy wracałam z dziewczynami dowiedziałam się o tych całych zaręczynach. Zayn pewnie też już wiedział, bo gdy przyszedł był nieźle wkurzony. Nie pohamował się i powiedział Samowi za dużo, czym go wyprowadził z równowagi. Jak go przyparł do ściany i chciał uderzyć, to go chwyciłam za rękę, powstrzymując, przez co sama oberwałam. Uderzyłam głową o biurko i straciłam przytomność, ale jak się ocknęłam to Zayn już był pobity.- spojrzałem z Lou po sobie wystraszony.
- Jak bardzo?- zapytał Louis, zapewne przypominając sobie jego ostatnie pobicie.
- A jak myślisz?- w progu stał Malik z założonymi rękami, a w jego oczach widziałem ból.
Wstrzymałem oddech, zauważając jego rozwaloną wargę i siniaka na twarzy. Przez jego bluzkę z krótkim rękawem mieliśmy doskonały wgląd na jego ręce, które również pokrywały pojedyncze siniaki. Wolnym krokiem podszedł do nas i robiąc lekki grymas usiadł na fotelu.
- Musimy coś z tym zrobić. Przecież, kurwa on was obydwóch pobił! A ciebie, Zayn nie po raz pierwszy.- Liam podniósł głos.
- No i co z tego? Dla niego to nie ma znaczenia. A zrobić nic nie możemy. Umowa została przez nas podpisana, a ta ustawka i jego rządzenie się będzie trwało tak długo, jak on chce.- odpowiedziała Pezz.
- A jeśli rozwiążemy zespoły?- zapytał śmiele Lou.
- Pojebało cie?!- Malik krzyknął zaraz żałując, bo skulił się z cichym "kurwa!"- Wybijcie sobie ten pomysł z głowy zanim wam się dobrze w nich nie zakorzenił. Nie będziemy blokować wam i dziewczynom możliwości spełniania marzeń i rozwijania się. Po prostu przeczekamy, aż mu się nie znudzi.
- Ile jeszcze razy chcesz dostać po mordzie, żeby zmądrzeć? Lou ma racje. To byłby dobry pomysł. Spełniając marzenia powinno się cieszyć, a my od kilku miesięcy to się zamartwiamy i obserwujemy jak cierpicie. Ty też, Pers, choć rzadziej się widzimy. Poza tym to nie musiałoby być długotrwałe.- stwierdziłem, a Lou i Li przytaknęli głowami.
- A niby jakie?
- Moglibyśmy rozwiązać zespoły, Sam automatycznie straciłby posadę, a jak się jego pozbędziemy możemy je reaktywować. A umowa straci ważność, bo ta ustawka miała dać nam większy rozgłos. Jakby zespoły nie istniały, to co miałaby rozgłaszać? To byłaby tymczasowa sytuacja. Odzyskalibyście w końcu wolność i nie musieli udawać zakochanych.
- A, co panie mądry, jakby nie udało nam się reaktywować obydwóch zespołów, albo w ogóle je rozwiązać? Mamy kilka innych umów dla przypomnienia, które cholernie trudno unieważnić. Nie, ja się na to nie zgadzam. Nie będziecie płacić przez nasze błędy.
- Ja się zgadzam z Zaynem.- dopowiedziała Perrie.
Liam westchnął i po kilku chwilach przerwał ciszę między nami:
- Jak chcecie. Wiedzcie jednak, że jeśli sprawy zajdą dalej my to zrobimy, już nie patrząc na was. Myślę, że Niall i dziewczyny nie będą miały nic przeciwko, gdy dowiedzą się o wszystkich rzeczach, które wam zrobił. Póki co zostawiamy wam wolną rękę i możecie sami to rozwiązać, ale do czasu. Idziemy, chłopaki!- wstał, ciągnąc mnie i Lou do wyjścia.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pezz.. żyjesz jeszcze? Oby pomimo tego, że tak dużo się dzieje tak. Samowi znowu odwaliło, co o tym sądzisz? I ja cie przepraszam, że znowu twojego ukochanego bohatera zraniłam, ale musiałam. Dzisiaj nie będzie długiej notki, bo jest 4 nad ranem, a chciałam jak najszybciej dokończyć ten rozdział i pisałam całą noc, przez co mój mózg przestaje działać.
Ale jeszcze chciałabym się odnieść do waszych opinii spod ósemki. Kilka osób pisało i miało nadzieje, że Zerrie w tym opowiadaniu będzie prawdziwa i w ogóle zaczęło się cieszyć. Ale ja mam pytanie, kto tak powiedział? Ja coś źle napisałam, że źle to zinterpretowaliście, czy co? Bo mi chodziło o ukazanie troski Zayna do Perrie jako przyjaciela i w sumie nie wiem jak mam rozumieć to, że zaczęliście sądzić, że rodzi się między nimi miłość. Jeśli to ja popełniłam błąd w opisaniu ich sytuacji, to mi to napiszcie. Postaram się to poprawić, aby więcej osób nie wprowadzać w błąd, bo nie będzie prawdziwej Zerrie w tej historii. Od początku była Pade i tak zostanie. Także, Vicky nie masz co się bulwersować :D Dziękuję za komentarze pod ósmym rozdziałem. Mam nadzieje, że pod tym też się jakieś pojawią. Do napisania!

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 8

Perrie

Pół roku później zbliżała się data wyznaczająca pięć miesięcy mieszkania razem z Zaynem w naszym apartamencie. Oboje tego nie chcieliśmy, ja nawet w przeciwieństwie do Malika próbowałam wybić ten pomysł z głowy Sama, ale nie dość, że mi się nie udało, to jeszcze po raz kolejny pokazał mi, że mam być mu posłuszna. Użył tego samego sposobu, co przy mojej próbie wymigania się od całowania z Mulatem, a ja ze strachu znowu zrobiłam, co chciał.
Dziewczyny zaraz po mojej wyprowadzce same się wyprowadziły do własnych mieszkań, więc nasz dawny dom sprzedałyśmy. Sytuacja z Jade się nie zmieniła. Dalej mnie unikała. Wyjątkiem była praca, w której udawałyśmy przyjaciółki. Chociaż ja już nie miałam siły i coraz mniej się starałam, częściej ją ignorując. Z Jesy i Leigh- Anne też nie miałam takiego kontaktu, jak jeszcze, kiedy mieszkałyśmy razem. Praktycznie z każdym kogo znałam osłabił mi się kontakt, bo gdy nie byłam w pracy, czy na spotkaniu z Zaynem siedziałam w mieszkaniu. Nie radziłam sobie z niczym, ale nawet nie próbowałam. Nie miałam na to chęci. Nie, jeśli nawet moja miłość miała mnie gdzieś i nie pomagała mi wytrzymać w sytuacji w jakiej zostałam postawiona.
Sam Malik przestał sobie z nią radzić. Stał się nerwowy i najmniejsza rzecz potrafiła go wyprowadzić z równowagi. Nas oboje nasz menadżer wykańczał, a u mnie dodatkowo oddziaływało zerwanie z różowowłosą.
- Pers!- poczułam mocniejsze szarpnięcie za ramie i spojrzałam pytająco na bruneta.
- Co?- spytałam, a on westchnął i posłał mi poirytowane spojrzenie.
- Mówię coś do ciebie od kilku minut, a ty mnie nie słuchasz.- wytknął mi, siadając naprzeciwko mnie w naszej kuchni.
- A co mówiłeś?- nie przejęłam się zbytnio jego uwagą.
- Szykuj się, bo za chwile wychodzimy.- oznajmił.
- Co? Gdzie?- zdziwiłam się i posłałam mu zaskoczone spojrzenie.
- Matko, Pezz. Przecież wczoraj Liam do nas przyszedł i nam powiedział, że dzisiejszy dzień spędzamy w dziewiątkę bez względu na wszystko, bo dawno tego nie robiliśmy. Trudno było zapamiętać?- zirytował się i wstał, kręcąc głową, przez co spuściłam wzrok, czując się jak bezpodstawnie skarcone dziecko.
- Przepraszam.- szepnęłam, nie patrząc na niego i wyminęłam go w przejściu, udając się do swojego pokoju.
Usłyszałam za sobą westchnięcie i szybkie kroki, po czym Mulat odwrócił mnie w swoją stronę.
- To ja przepraszam. To przez wczorajszą rozmowę z Samem.- odezwał się, posyłając mi przepraszające spojrzenie.
- Jasne, rozumiem.- posłałam mu wymuszony lekki uśmiech i poszłam do siebie.
Zrobiłam sobie makijaż, przeczesałam włosy i gotowa wyszłam z mieszkania razem z przyjacielem. Poszliśmy pieszo do domu chłopaków gdzie w salonie wszyscy już siedzieli. głośno się z czegoś śmiejąc. I kiedy oboje weszliśmy do pomieszczenia Jade zrzedła mina, tak samo jak mi i każdy od razu się uspokoił, dzięki czemu zapanowała cisza.
- Dobra, dość tego. Wy, faceci sobie tu gadajcie, a my idziemy.- Jesy przerwała dziwną atmosferę jaka zapanowała i pociągnęła mnie na schody.
Widziałam, że za mną szła Leigh, która z kolei ciągła Thirlwall, a chłopacy spojrzeli po sobie zdziwieni.
- Możecie wyjaśnić, o co wam chodzi?- gdy znalazłyśmy się na piętrze w jednym z pokoi, chyba Liama różowowłosa założyła ręce, patrząc niezadowolona na czarnowłosą i brunetkę.
- Jeszcze się pytasz? Myślałam, że obie dojrzejecie i przestaniecie się zachowywać jak dzieci, ale widać się przeliczyłam. Mam dosyć tej napiętej atmosfery między wami, która odbija się na nas. Jesteśmy zespołem i przyjaciółkami, a w czwórkę nie potrafimy usiedzieć w jednym pokoju. Jak tak dalej pójdzie, to doprowadzimy do rozpadu Little Mix. Przepraszam, nie my, a wasze wybory do tego doprowadzą. I nawet jeśli początkowo hamowałam Leigh przed ingerowaniem w wasze sprawy, tak teraz razem z nią to robię, bo do cholery nie chce już na to wszystko patrzeć z boku! Na rozpad zespołu, ale przede wszystkim was.- nigdy nie pomyślałabym, że Jessica wybuchnie i naprawdę będzie chciała naprawić moje relacje z Jade.
Problem jednak polegał na tym, że z naszej dwójki tylko ja tego chciałam, a Thirlwall odpowiadała sytuacja, w której nie miała ze mną nic do czynienia, o czym dawała mi do zrozumienia od czasu naszego zerwania.
- I czego wy od nas oczekujecie?- do moich uszy doszedł głos mojej ukochanej nie wyrażający żadnych emocji, podczas gdy ja stałam podparta plecami o ścianę, nie odzywając się ani słowem i obserwując trójkę z boku.
- Pogódźcie się. Tym całym zerwaniem tylko sprawiłyście sobie nawzajem cierpienie i przerzuciłyście go po części na nas. Spójrzcie na siebie.- Leigh spojrzała na nas obydwie i kontynuowała- Ty, Jade nie ma dnia żebyś nie wychodziła na imprezy, a kontaktu z Perrie unikasz jak ognia. A ty, Pezz z kolei siedzisz całymi dniami u siebie, płacząc i unikając wszystkich. Do tego obie chodzicie przygnębione, wymuszając wszelkie pozytywne emocje. Gdzie wasza miłość? Gdzie ta para lgnąca do siebie, ciągle uśmiechnięta i nie mogąca bez siebie wytrzymać dłużej niż pięć minut? Co się z wami stało?
- To wszystko minęło.- wtrąciłam po kilku chwilach nie odzywania się naszej czwórki, chcąc w to wierzyć, na co Jade spuściła wzrok, a Leigh- Anne i Jesy posłały mi niezrozumiałe spojrzenia.- Jade tak uznała i chciała naszego rozstania, więc je ma. Z mojej strony to tyle. A jeśli boicie się o zespół mogę przystać na koleżeństwo z nią.
- Zespół nie jest najważniejszy. Cholera! Nam chodzi o was. Chcemy nasze dawne wesołe przyjaciółki.
- To nie takie proste. Owszem ja dalej kocham Pers, ona kocha mnie. Mogłabym ją przeprosić i może nawet zgodziłaby się na powrót Pade. Ale co z tego, skoro dalej nie będziemy miały na siebie czasu? Perrie ciągle będzie z Zaynem, bo Sam nie odpuści, a ja znowu będę patrzeć na nich z boku? Byłybyśmy znowu razem, ale jednak oddzielnie. Nie chce tego. Przestane unikać Pezz dla dobra zespołu i dlatego, że to i tak nie zmienia naszych uczuć. Zacznę ją traktować jak przyjaciółkę, ale nie będzie Pade dopóki jest Zerrie. I nie macie, o co prosić.- oznajmiła i wyszła.
Wyszłam zaraz po niej, nie pozwalając poczuciu winy za rozwalenie naszego związku i zniwelowanie jakichkolwiek szans na odbudowanie go przez zgodzenie się na tą cholerną ustawkę uderzyć do mojej głowy. Zamyślone dziewczyny kroczyły za mną.
- No wreszcie! Ile można rozmawiać?- powitał nas Niall przerywając przysłuchiwanie się Liamowi i Zaynowi, którzy rozbawieni o czymś mówili.
- Jak jest o czym, to długo.- stwierdziła czarnowłosa i dodała- Skoro nas tu zaprosiliście i wymyśliliście to spotkanie, to co robimy?- usiadłam między nią, a Harrym na kanapie i nie słuchając ich dalszej rozmowy zatopiłam się w swoich myślach.
Ocknęłam się dopiero, kiedy dostałam poduszką w głowę od Louisa, który wycelował we mnie zamiast w Jesy. Chciałam mu ją odrzucić, ale również nie wycelowałam, przez co Niall oberwał. Blondyn zamachnął się, aby mi oddać, ale zdążyłam się schylić i tym samym poduszka trafiła w półkę, zwalając ją z hukiem na podłogę razem z książkami, pustym wazonem i kwiatem w doniczce. W salonie zapadła cisza i zaskoczeni patrzyliśmy na to, co się stało.
- Niall, ty idioto!- powiedział Liam i równo z Mulatem jako pierwsi wybuchli śmiechem.
W ślad za nimi poszła reszta chłopaków i po kolei Jesy, Leigh- Anne, Jade i ja na końcu. Następne kilka godzin były najlepszymi w ciągu ostatnich miesięcy. Wygłupy chłopaków doprowadzały mnie do szczerego, dawno nie spotykanego śmiechu.
Niestety mój dobry humor minął, jak tylko wieczorem opuściłam grono przyjaciół i z Malikiem u boku wróciłam do domu.
- O czym wy dzisiaj gadałyście na osobności?- usłyszałam pytanie Zayna siedzącego w salonie przed telewizorem, kiedy sama siedziałam przy wyspie kuchennej oddzielającej dwa pomieszczenia i dziwnym trafem właśnie myślałam o tej rozmowie.
- Czy ty w końcu przestaniesz palić w domu?- spytałam czysto teoretycznie, gdy na niego spojrzałam, powtarzając się niezliczony już raz.
- Sama czasem to robisz. A, zresztą! Pytałem się o coś innego. Dziwne miałyście miny po przyjściu do nas, więc o czym rozmawiałyście?
- Dziewczyny chciały pogodzić mnie z Jade.
On w porównaniu z resztą wiedział w stu procentach o tym, co czuje przez wymysły Samuela i zachowanie Thirlwall. W tym sensie byłam z nim zawsze szczera. Nie uświadamiałam go jednak w jaki sposób sobie radziłam z problemami. Nie wiedział, że prawie codziennie nowe rany ozdabiały moje ciało. Tak samo nie wiedział o sposobie w jaki Sam mnie zmuszał do posłuszeństwa, gdy tylko próbowałam odwieść go od realizacji jego głupich pomysłów.
- I jaki uzyskały rezultat?- zaciekawił się, na co westchnęłam i kontynuowałam ze spuszczonym i załzawionym wzrokiem:
- Jade przestanie mnie unikać. A nasz związek można odbudować, jeśli jej wybaczę, i co ważniejsze dopiero, kiedy zakończy się ustawka.
- To powinnaś się cieszyć. Jest nadzieja, bo pierwszy warunek jest oczywisty, że zostanie spełniony, a drugi w końcu też.
- Nadzieja matką głupich. Zerrie będzie istniało tak długo, aż Sam nie zdecyduje się zakończyć tej farsy. Tak jest w tej pieprzonej umowie. A to nie nastąpi szybko. Kurwa, przez jeden podpis zniszczyłam szanse na istnienie mojego związku z Jade!
- Nie tylko tobie jest ciężko. Pamiętaj, że ja również jestem pod kontrolą Sama, muszę udawać związek z przyjaciółką, mieszkać z nią i pilnować się, abym nie złamał zasad, które ustalił ten skurwysyn, bo gdy to zrobię jest zdolny posunąć się do wszystkiego. Oboje w tym tkwimy. Dlatego ciesz się, że choć jeden problem możesz mieć mniej, a nie szukaj dziury w całym. Masz nadzieje na powrót do Jade, czyli połowa zmartwień związanych z rozstaniem ci uchodzi. Bądź optymistką, tak jak dawniej.- słyszałam zdenerwowanie w jego głosie. Kolejny raz, gdy bez szczególnego powodu się zezłościł, chociaż może ja nie widziałam tego powodu?
- Optymizm w tej sytuacji to ostatnia rzecz na jaką mnie stać. Prawda jest taka, że ta nadzieja, o której mówisz jest więcej niż nikła i dlatego nie warto z nią żyć. Po prostu nie odnajdę już szczęścia, a wszystko, co wymyśla Sam coraz bardziej mnie męczy. Ciebie też, ale ty sobie z tym radzisz. Złością na wszystkich i na wszystko, ale radzisz. A ja nie potrafię.- przyznałam i uświadamiając sobie, że byłam z nim za szczera ugryzłam się w język i pospiesznie wyszłam z salonu, chcąc zamknąć się w swoim pokoju.

Zayn

- Pezz, czekaj!- zawołałem i ruszyłem za blondynką.- Jeśli myślisz, że pozwolę na niedokończenie tej rozmowy, to się mylisz. Za dużo powiedziałaś. Co znaczy, że sobie nie radzisz?- zatrzymałem ją, chwytając za prawy nadgarstek w korytarzu.- Kurwa, ale ja jestem głupi! Perrie, to co widziałem w LA, te twoje blizny to nie była jednorazowa sprawa?- olśniło mnie, kiedy przez dłuższą chwile milczała.
W tym momencie mogłem siebie nazwać największym idiotą na świecie. Jak ja mogłem jej wtedy uwierzyć i później nic nie zauważyć? Byłem oszołomiony, ale również zły na siebie. Tak łatwo dałem się jej nabrać i nie widziałem do czego to wszystko ją doprowadza.
- Matko, Pers.- przytuliłem ją mocno, gdy zaczęła płakać.- Oprócz ustawki i zerwania z Jade jest jeszcze jakiś powód, dlaczego to robisz?- spytałem, pocierając jej plecy uspokajająco, a ona pokiwała twierdząco głową- Jaki?
- Sam.. Wtedy na waszym koncercie, kiedy chciał na mnie wymusić pocałowanie ciebie, a ja nie chciałam go posłuchać uderzył mnie i..- podciągnęła nosem i wzięła głębszy oddech- Dotykał mnie nie tak, jak powinien. Później się to powtórzyło, gdy przyszłam do niego i chciałam, żeby odwołał swoją decyzje odnośnie naszego wspólnego mieszkania. Przepraszam, że cie okłamałam i że to robię, ale nie potrafię inaczej.
- Nie przepraszaj. Kurwa, nie wierze! Co za jebany skurwiel! Jak on mógł cie tknąć?!- złość we mnie wezbrała i to już nie na mnie samego, a na tego dupka. Mogłem zrozumieć, że na mnie podnosił rękę, bo nieraz sobie zasłużyłem, ale co takiego mu zrobiła Perrie, aby ją bił i do tego obmacywał?! Byłem wściekły, ale i tak nic nie mogłem na to poradzić, a za to musiałem wybić Pezz z głowy cięcie się.- Koniec z tym. Jak będziesz miała jakiś problem, coś się stanie to mi o tym powiedz, ale nie krzywdź siebie. Rozumiesz?- odsunąłem się od niej i chwytając lekko za podbródek zmusiłem do spojrzenia w moje oczy.
- Tak.- skinęła głową.
- Obiecujesz?- musiałem się upewnić.
- Tak.- potwierdziła, a łzy dalej jej płynęły po twarzy i powstrzymywała się od płaczu, więc ponownie objąłem ją ramionami, a ona wtuliła się we mnie.
- Razem w tym wszystkim tkwimy i razem sobie ze wszystkim poradzimy.- zapewniłem, pozwalając blondynce się wypłakać.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pezz.. Tak, masz racje. W notce pod każdym rozdziałem będę cie nazywać Pezz, Vicky, Victoria, albo Perrie, bo te nazwy mi się spodobały najbardziej. A co do mojej, jeśli naprawdę tak ciężko ci wybrać którąś z tych dwóch możesz wymyślić nową. Jak ci to pomoże to w szkole na mnie wołają Ewcia, albo Mewa (moje nazwisko zaczyna się na "M" więc sobie tak połączyli), co jest dziwne, ale się przyzwyczaiłam i możesz użyć tych nazw haha :D A co do ostatniego późniejszego komentowania, to nie masz za co przepraszać. Każdemu zdarzają się poślizgi czasowe. Poza tym przecież nie masz żadnego obowiązku do wyrażania swoich opinii, a jedynie robisz to z własnej woli. Tak w ogóle, co sądzisz o rozdziale? Nie ma twojego ulubionego Larrego, ale myślę, że też się coś dzieje. W sumie według mnie dużo się dzieje no, ale opinie zostawiam tobie.
Do tego cofam swoje słowa z notki pod ostatnim rozdziałem. Czytelnicy pokazali mi, że nie tylko ty komentujesz i dajesz mi motywacje i za to WSZYSTKIM BARDZO DZIĘKUJĘ :) Do napisania!

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 7

Perrie

Przez dwa tygodnie nie widywaliśmy się ani nie kontaktowaliśmy z Zaynem na rozporządzenie Sama, choć nie znałam powodu. Nie interesowało mnie to jednak. Nawet się z tego powodu cieszyłam, bo nie byłabym w stanie udawać zakochaną w Mulacie, mając złamane serce. W czasie, który zwykle byłby przeznaczony na tą szopkę siedziałam w swoim pokoju i cierpiałam wylewając morze łez. Chociaż Jade przeniosła się do innego pokoju i rzadko ją widziałam, to w głowie odtwarzałam coraz to inne wspomnienia. Gdzie nie spojrzałam widziałam kolejne sceny z naszego wspólnego życia. Sceny, które już nigdy miały się nie powtórzyć.
Tak cholernie tęskniłam za nią. Tęskniłam za uczuciem jakie we mnie rosło, kiedy złączałyśmy nasze wargi. Za przyjemnym dreszczem przechodzącym po moim kręgosłupie, gdy wymawiała głosem pełnym czułości moje imię. Za jej spojrzeniem w moją stronę. Za jej dotykiem. Za jej śmiechem. Za wszystkim. A najbardziej za tym, że po prostu była.
Po jej zerwaniu przez dwa dni starała się mi wytłumaczyć, że zrobiła to, aby żadna z nas więcej nie cierpiała, bo tak będzie lepiej, ale ja jej nie chciałam słuchać. Po prostu jej nie rozumiałam, a tymi słowami mnie raniła. W dodatku mówiła to spokojnym tonem głosu. W końcu zaprzestała, ale równo z tym zaczęła mnie unikać. Od tamtej pory nie odzywałyśmy się do siebie, nie wymieniłyśmy się spojrzeniami, jeśli nie byłyśmy w pracy, to nie przebywałyśmy w jednym pomieszczeniu dłużej niż kilkadziesiąt sekund. To Jade zawsze spuszczała głowę, zaciskała usta i wychodziła z pomieszczenia, do którego ja weszłam. Nigdy na odwrót. Kiedy miałyśmy wywiad, czy nagrywałyśmy i ze sobą rozmawiałyśmy, udając przed innymi, że nic się między nami nie zmieniło, to znaczy wciąż się przyjaźnimy jej głos był w stosunku do mnie chłodny, tak samo wzrok.
Raz usłyszałam jej rozmowę z Jesy i jak brunetka się jej spytała, dlaczego taka jest odpowiedziała krótkie:
- Aby Perrie szybciej o mnie zapomniała i przestała cierpieć.
Kolejna rzecz, której nie zrozumiałam, a która sprawiła mi ból. Nie rozumiałam tego, bo oczekiwała ode mnie rzeczy niemożliwej. Bo w końcu jakim cudem można zapomnieć o swojej drugiej połówce serca, o swoim powodzie do szczęścia i sensie życia? Nie wiedziałam i nie umiałam tego zrobić, choćbym do końca życia miała cierpieć przez jej zachowanie. Kochałam ją całym sercem i wiedziałam, że nigdy nie przestane.
W momentach największej tęsknoty i bólu, kiedy już płacz mi nie pomagał zdarzało mi się po raz kolejny specjalnie zranić skórę ostrym narzędziem. Widok krwi uspokajał mnie i zapewniał chwilowe zapomnienie.
Po dwutygodniowej przerwie Samuel zadzwonił i nie dość, że zdecydował się ponowić nasze spotkania, to jeszcze miałam wyjechać z chłopakami w trasę. W tym czasie Little Mix miało wolne. Pomimo mojej niechęci nie miałam nic do gadania i musiałam z nimi pojechać.
Późnym wieczorem spotkałam się z chłopakami na lotnisku. Oczywiście towarzyszył nam Sam, który pilnował, abyśmy z Zaynem zachowywali się jak para. Było wyjątkowo pusto wokół, więc szybko przeszliśmy bez problemu przez odprawę i po niedługim czasie wystartowaliśmy, lecąc do Los Angeles. Od razu podłączyłam słuchawki do telefonu i patrząc przez okno słuchałam swojej ulubionej muzyki, starając się nie myśleć w jakiej byłam sytuacji. Wyłączyłam się do tego stopnia, że nie zauważyłam, jak chłopacy i nasz menadżer zasnęli, a siedzący obok Zayn mnie obserwował. Dopiero, kiedy szturchnął mnie za ramie zwróciłam na niego uwagę.
- Co?- spytałam, wyciągając słuchawki z uszu.
- No właśnie, co? Stało się coś? Czemu jesteś taka przygnębiona?- odpowiedział pytająco.
- Jade ze mną zerwała.- odpowiedziałam przezornie ściszonym głosem, żeby przypadkiem Samuel, bądź któryś z chłopaków mnie nie usłyszał. W końcu zamiast spać mogli po prostu leżeć z zamkniętymi oczami.
- Przykro mi.- stwierdził i zamilkliśmy.
Widząc, że żadne z nas nic więcej nie powie z powrotem zaczęłam słuchać muzyki, a po jakimś czasie zasnęłam. Mulat obudził mnie po wylądowaniu.
Na lotnisku chłopacy porozdawali autografy i porobili sobie zdjęcia z fanami, a gdy skończyli pojechaliśmy do hotelu. Tam znowu Sam poinformował nas o swoim głupim pomyśle. Zdenerwował mnie i Malika, kiedy oznajmił nam, że mieliśmy wspólny pokój, a następnie oddalił się kawałek od nas, gdzieś dzwoniąc. Harry z Louisem usłyszawszy to spojrzeli po sobie z szerokimi uśmiechami i kazali nam iść z nimi szybko do windy, co zdziwieni ich radością zrobiliśmy.
- Macie i w zamian nam dajcie klucz do waszego pokoju. Nam się bardziej uśmiecha mieć wspólny.- uśmiechnięty Lou wcisnął nam do rąk klucze swoje i loczka.
- Widać. Tylko nie rozwalcie łóżka.- odparł i zaśmiał się Zayn, na co jęknęłam.
- Tylko bez takich tekstów.- poprosiłam.
- Właśnie, Malik.- potwierdził Harry, ale z uśmiechem pocałował Lou.
Odwróciłam wzrok, widząc, że najwyraźniej ta dwójka za bardzo się siebie stęskniła i nie zamierzała się powstrzymywać przy nas przed czułościami. Normalnie by mi to nie przeszkadzało, ale nie w tym czasie, nie świeżo po rozstaniu.
Na szczęście po chwili drzwi windy się otworzyły i mogłam w spokoju pójść do siebie. Otwierając drzwi kątem oka widziałam, jak Larry wchodzi szybko do pokoju, całując się, na co wywróciłam oczami. Zadałam sobie w myślach pytanie, co ich tak nagle wzięło, ale nie chciałam znać odpowiedzi. Zamknęłam się w pokoju i położyłam na łóżku, znowu zatracając się w myślach o różowowłosej i zaczynając płakać.

Zayn

Przez czas, w którym nie wiedzieliśmy się w ogóle z Pers wróciłem do formy, a dzięki całodniowych obecnościach chłopaków udało mi się przestać myśleć w jak durnej sytuacji Sam nas postawił. To był urlop od wszystkich obowiązków, nakazów i zakazów. I zdecydowanie pozwolił mi odpocząć i poprawić humor. No, ale wszystko co dobre kiedyś ma swój koniec. Cały ciężar udawania związku i podporządkowywania się Samuelowi wrócił, zaczynając ciążyć coraz bardziej.
Od razu, jak zobaczyłem blondynkę zauważyłem, że jej uśmiech jej wymuszony, w czym utwierdziło mnie przygnębienie i smutek w jej oczach. Jeszcze bardziej niż jej takim nastrojem zdziwiłem się jego powodem. Co prawda na naszym ostatnim spotkaniu mówiła, że się pokłóciła z Jade, ale nie myślałem, że zerwą. Domyśliłem się, że rozstały się pewnie przez tą ustawkę, ale nie chciałem drążyć bolesnego dla niej tematu, więc się w tym przypuszczeniu nie utwierdzałem.
Pierwsze dwa dni pobytu w LA przesiedziała w swoim pokoju z wyjątkiem dwóch naszych spotkań zorganizowanych przez Sama i jednego naszego koncertu, na którym musiała być. Razem z chłopakami zaczęliśmy się o nią martwić, ale tylko ja znałem powód takiego jej zachowania.
- Może któryś z nas poszedłby po Pers? Ile może siedzieć u siebie.- stwierdził Li, gdy w piątkę byliśmy u niego i zabijaliśmy nudę graniem w karty i wygłupami.
- Zayn, jesteś najbliżej drzwi.- powiedział Niall.
- Wcale nie, bo Lou jest najbliżej. Poza tym wątpię, że będzie chciała wyjść.- odpowiedziałem bez zastanowienia.
- Niby dlaczego?- Harry spojrzał na mnie uważnie, a za nim reszta.
- Jednak po nią pójdę.- odparłem od razu, nie chcąc się tłumaczyć i szybko wyszedłem z pokoju, pukając do drzwi obok.
Jako, że całe piętro było wynajęte tylko dla naszej szóstki nie zakluczaliśmy drzwi, więc nie czekając na odpowiedź otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
- Wyglądasz okropnie. Masz szczęście, że to ja tu przyszedłem.- powiedziałem, widząc blondynkę z zaczerwienionymi i podpuchniętymi oczami oraz potarganymi włosami.- Ogarnij się jakoś, bo idziesz do nas. Nie będziesz cały czas siedzieć w pokoju.
- Nie mam zamiaru nigdzie iść.- powiedziała.
- Tak myślałem, że to powiesz i zanim pomyślałem, to powiedziałem to chłopakom i jeśli nie chcesz, żeby drążyli dlaczego lepiej przyjdź do nas.
- Możesz im powiedzieć, o co chodzi. Bylebyście mi dali spokój.
- Nie ma ma tak łatwo, Pezz. Musisz przestać myśleć o Jade. A siedząc całymi dniami u siebie bez kontaktu z kimkolwiek to ci się nie uda.
- A może ja nie chce przestać o niej myśleć? Wyjdź i daj mi spokój.
- Mało masz problemów przez Sama, żeby jeszcze bardziej się dołować? Pers..- ściągnąłem z jej głowy koc, który sobie na nią zaciągnęła i przeżyłem szok.- Co to jest?- chwyciłem jej nadgarstek i zacząłem mu się przypatrywać.- Skąd te blizny?- spytałem, nie odrywając wzroku od świeżych jeszcze zaczerwienionych śladach po ranach.
Blondynka wyszarpnęła swoją rękę z mojego uścisku. Wstała, spuszczając głowę, po czym ominęła mnie, chcąc udać się do łazienki bez słowa.
- Perrie, pytałem się coś.- przypomniałem, stając w przejściu i obserwując, jak rozczesuje włosy.
- Zraniłam się przez przypadek. Nic wielkiego.- wzruszyła ramionami.
- Pezz, nie..- zacząłem, ale do pokoju bez pukania i z impetem wszedł Louis i nas popędził, przerywając mi w pół zdania.
- Jeszcze o tym porozmawiamy.- ostrzegłem poważnie, wychodząc z pokoju, a za mną wyszedł zdziwiony Lou i smutna Pers.
Widziałem, że kłamała i do tego jaki idiota by uwierzył, że kilka blizn przy sobie o takiej samej długości i takim samym odstępie może być po przypadkowym zranieniu? Musiała je sobie zrobić celowo, co mnie przerażało i martwiło. Czy naprawdę wszystko tak bardzo ją przerastało, aby w ten sposób odreagowywać?
Okazje do rozmowy uzyskałem niemal od razu, bo po jakimś kwadransie siedzenia w szóstkę zadzwonił nasz menadżer i kazał nam wyjść na miasto.
- Pers, dlaczego to zrobiłaś?- spytałem, kiedy tylko byliśmy w dwójkę.
- Nic nie zrobiłam.- odpowiedziała, patrząc przed siebie i wzruszając ramionami.
- Nie rób ze mnie idioty. Rozumiem, że nie jesteś w łatwej sytuacji, ale po co sama siebie ranisz?
- Matko, Zayn zrobiłam to raz dawno temu i nie zamierzam tego powtarzać. Odpuść już, bo nie będę się tłumaczyć.- stwierdziła z rezygnacją i uporem, więc zrobiłem, co chciała, obiecując, że jeśli zobaczę jeszcze raz jakieś ślady nie odpuszczę tak łatwo. Możliwe, że za szybko dałem spokój, ale po prostu jej zaufałem i uwierzyłem, że to był pojedynczy raz, gdy się zraniła celowo.
Z czasem sam przed sobą przyznałem jakim głupkiem po raz kolejny w życiu się okazałem.

Perrie

Przez ponad miesiąc podróżowałam z chłopakami, znosząc wszystkie pomysły Sama. Na szczęście nie dowiedział się, że przez ten czas w jakimkolwiek mieście byliśmy zamienialiśmy się pokojami z Larrym. Ani ja, ani Zayn, ani tym bardziej Harry z Louisem nie mieliśmy nic przeciwko. Malik za każdym razem, gdy oni mieli czas wolny pilnował żebym nie siedziała sama w swoim pokoju. Chciał, abym zapomniała, ale udawało mu się to tylko na kilka godzin w ciągu dnia. Mógł mnie wtedy kontrolować i sprawdzać, czy nie mam kolejnych blizn na nadgarstkach, ale nie miał wpływu na to, co robiłam w nocy. Już parę dni przed odkryciem Mulata "przerzuciłam się" na cięcie w mniej widocznych miejscach stąd łatwiej mi było skłamać przed nim, że zrobiłam to raz i nigdy tego nie powtórzę. A on w to uwierzył. Nie czułam się dobrze z okłamywaniem go, ale inaczej nie potrafiłam. Cierpienie przez udawanie związku z nim mieszało się z cierpieniem po stracie Jade i nie znalazłam innego sposobu na odreagowanie.
Tęsknota z każdym dniem nie spotykania się, nawet na chwile z różowowłosą była jeszcze gorsza niż w domu gdzie nie dzieliła nas spora odległość. Wydaje mi się, że wpływ na to miał fakt, że będąc w Londynie miałam świadomość jej obecności w tym samym budynku, czy chociażby możliwość paro sekundowego widzenia jej, lub usłyszenia. A tak pomimo telefonów do dziewczyn nie miałam z nią kontaktu. Ani razu jej nie usłyszałam, a dziewczyny nic o niej nie wspominały.
Na szczęście wreszcie wracaliśmy do Londynu. W stolicy Anglii wylądowaliśmy wieczorem. Chłopaków zatrzymały fanki, a ja nie chciałam na nich czekać, więc zdecydowałam się sama wracać do domu. Zdziwiły mnie słowa Zayna, kiedy na pokaz czule się przytuliliśmy z szerokimi uśmiechami:
- Nie zrób nic głupiego.- szepnął mi do ucha, po czym pocałował mnie we włosy i spojrzał w oczy. I mimo uśmiechu w jego oczach zobaczyłam przygnębienie i troskę.
Spojrzałam na niego pytająco i zmarszczyłam lekko brwi, ale nie odpowiadając odsunął się, dając Liamowi szanse pożegnać się ze mną, a później reszcie. Po pół godzinie od wyjścia z lotniska weszłam do domu.
- Cześć!- przywitałam się z Leigh- Anne i Jesy, które siedziały w salonie.
- Pezz!- powiedziały równo z uśmiechami i wstały, mocno mnie przytulając.
Odwzajemniłam uścisk i lekko uśmiechnęłam.
- Gdzie Jade?- spytałam, smutniejąc, kiedy w trójkę usiadłyśmy na kanapie.- Co?- spojrzałam na nie pytająco, gdy obydwie wymieniły się dziwnymi spojrzeniami.
- Thirlwall kupiła własne mieszkanie i teraz rzadko tu bywa.- odpowiedziała Leigh.
Kolejny krok żebym szybciej "zapomniała"? To pytanie od razu przeszło mi przez myśl, sprawiając ból. Poczułam łzy w oczach. Wyprowadziła się z naszego wspólnego domu, uciekając ode mnie. Czy ona naprawdę sądziła, że przez jej unikanie mnie i tą wyprowadzkę przestane ją kochać?
- Perrie, nie płacz.- czarnowłosa przytuliła mnie, a Jesy bez słowa odwróciła wzrok.
Wtuliłam się nic nie mówiąc w przyjaciółkę i pozwoliłam łzom spływać wzdłuż mojej twarzy. Nie płakałam. Już chyba od czasu naszego rozstania za często to robiłam. Czarnowłosa zaczęła mnie pocieszać, a po jakimś czasie mój telefon zaczął dzwonić. Wyciągnęłam go z kieszeni spodni i po spojrzeniu na ekran przeklęłam pod nosem. Dzwonił Sam. Odebrałam, wycierając jedną dłonią policzki. Nie zdążyłam się, jak zwykle nawet odezwać, a usłyszałam jego rozkazujący ton głosu:
- Masz razem z Malikiem do godziny czasu na przyjście do mojego gabinetu. Mamy ważną sprawę do omówienia.- po tych słowach najzwyczajniej w świecie się rozłączył.
- Cholera!- ponownie przeklęłam.
Nie miałam siły na to spotkanie i dowiadywanie się o kolejnym idiotycznym pomyśle Samuela.
- Co chciał?- spytała do tej pory milcząca Jesy.
- Mam z Zaynem do niego przyjść. Znowu coś wymyślił.- odpowiedziałam, pisząc jednocześnie wiadomość do Mulata.
Żadna z nich nic nie odpowiedziała, a za to poczułam pocieszające pocieranie dłonią Leigh na ramieniu. Nie zareagowałam w jakikolwiek sposób, tylko wstałam po wysłaniu SMS- a i wyszłam z domu, mówiąc krótkie "Pa!" do dziewczyn.
Nie śpiesząc się poszłam pod wieżowiec, w którym znajdował się między innymi gabinet Sama, a pod budynkiem spotkałam Malika dopalającego papierosa. Wspólnie weszliśmy do środka i udaliśmy się do odpowiedniego pomieszczenia.
- O co chodzi?- zapytał brązowooki od razu po wejściu.
- Czas na kolejny krok w waszym związku.- powiedział nasz menadżer poważnym tonem głosu.
- To znaczy?- spytałam, czując, jak kolana mi z nerwów miękną.
- Zamieszkacie razem.- odpowiedział i zapadła grobowa cisza pomiędzy nami na kilka minut.
- Nie.- pokręciłam głową i zaśmiałam się nerwowo z nadmiaru emocji, po czym stamtąd wybiegłam.
Słyszałam przez chwile wołanie Zayna, ale nie zwracałam na nie uwagi, więc najwyraźniej sobie odpuścił. Drogę do domu przebiegłam z zamazanym widokiem przez łzy. Wleciałam na korytarz, trzaskając za sobą drzwiami i mijając zdziwione dziewczyny dalej siedzące w salonie pobiegłam do swojego pokoju zakluczając się. Za dużo wszystkiego działo się w moim życiu. Zsunęłam się po ścianie na podłogę, wyładowując się przez płacz. Miałam wrażenie jakby wszystko, co przez ostatnie blisko cztery miesiące się wydarzyło przez tą pierdoloną ustawkę było jakimś koszmarem. Wszystko po kolei się jebało, a ja nie wiedziałam, jak poradzić sobie z tym wszystkim. Nie wiedziałam, czy w ogóle sobie kiedykolwiek poradzę.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pezz.. Ja cie tylko proszę nie denerwuj się na mnie za końcówkę i ostatnie zdanie w perspektywie Zayna, które teraz może wzbudzać dodatkowe emocje, a później wyjaśnić, o co chodzi. Myślę, że przyzwyczaiłaś się, że w moich opowiadaniach musi się coś dziać, więc to jest taka zapowiedź tego, co się wydarzy. Tak poza tym, co powiesz na przeprowadzkę Jade i prawdopodobną (?) przeprowadzkę Zayna i Pers do jednego mieszkania? A o kolejnym Larrym i ich pomocy? No i o zachowaniu Perrie? Rozumiesz postępowanie wszystkich bohaterów?
Wiesz, że swoimi komentarzami mnie rozwalasz i wprost uwielbiam je czytać? Tak jest przy każdym, ale przy ostatnim to pobiłaś sama siebie. Po pierwsze po raz kolejny pobiłaś rekord jego długości, a po drugie zdaniem, że jesteś ciekawa, czy kiedykolwiek napiszesz dłuższy komentarz niż rozdział, który komentujesz. U mnie, jeśli dalej będziesz pisać takie zajebiście długie i przepełnione emocjami opinie niedługo ci się to uda :D I naprawdę nie miałabym nic przeciwko :D Bo szczerze ty jesteś jedyną komentująca tego bloga i dzięki tobie mam motywacje do prowadzenia go. I to ja ci powinnam za to i wiele innych rzeczy podziękować, a nie ty mi. Według mnie nie zrobiłam dla ciebie żadnej rzeczy, za którą mogłabyś być mi wdzięczna. No, poza rozchwianiem emocjonalnym :D
ILYSM, Skarbie <3 Czekam na twój komentarz (oby dłuższy niż poprzedni haha :D)
Do napisania!

czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 6

Zayn

Cały dzień przesiedziałem w pokoju, a nocą ciągle się budziłem. Wszystko mnie bolało, a jak widziałem wieczorem przed prysznicem w lustrze wyglądałem, jak żywy worek treningowy. Na moim tułowiu siniak nachodził na siniak. Jeszcze nigdy w życiu, nawet w czasach szkolnych gdzie często brałem udział w bójkach nie wyglądałem tak okropnie, ani nie czułem takiego bólu, żeby ciężko mi było się ruszać.
Myślałem o tym, co się stało i uznałem, że sam sobie byłem winien. To nie wina chłopaków, bo powiedzieli za dużo w towarzystwie Samuela, a moja, bo złamałem zakaz. Gdybym poczekał jeszcze kilka dni odpuściliby temat mojego "związku" z Perrie i uwierzyliby w niego oraz zaakceptowali. To ja głupi nie wytrzymałem i wszystko wypaplałem, choć zdawałem sobie sprawę, że słono za to zapłacę. Sam dał mi w pełni zasłużoną nauczkę i teraz musiałem to przecierpieć oraz nie popełnić po raz kolejny tego samego błędu i posłuchać naszego menadżera odnośnie trzymania gęby na kłódkę.
Rankiem, uważając na swoje ruchy zszedłem na dół do kuchni. Otworzyłem jedną z szuflad, z której wyciągnąłem pudełko z tabletkami przeciwbólowymi i połknąłem dwie.
- Po co ci te tabletki z samego rana?- usłyszałem Liama, a kiedy zaskoczony spojrzałem w jego stronę zobaczyłem, że opiera się z założonymi rękami o framugę drzwi.
- Głowa mnie boli. Zresztą nie muszę ci się tłumaczyć.- odpowiedziałem i chciałem go wyminąć, ale mnie zatrzymał.
- A ja sądzę inaczej. Powiedz, jak wczorajsza rozmowa z Samem?- chwycił mnie za ramie, zatrzymując gwałtownie, na co syknąłem cicho i spiąłem wszystkie mięśnie.- Co jest?- automatycznie mnie puścił i spytał z troską.
- Nic.- skłamałem i poszedłem do siebie.
Chwyciłem za telefon, który zabrzęczał na szafce nocnej, informując o nowym SMS- ie, w momencie gdy zamknąłem za sobą drzwi i odczytałem informacje od Samuela, że tego dnia i przez najbliższe kilka dni miałem się nie spotykać z Pezz. Do tego dał nam nagle kilkanaście dni wolnego, odwołując wszystko, co mieliśmy zaplanowane. Wiedział, co zrobić, żeby pobicie nie wyszło na jaw.
Udałem się do łazienki, by się ogarnąć. Gdy zakładałem bluzkę przez głowę drzwi się otworzyły.
- Prze.. O, cholera! Zayn, co ci się stało?!- Louis podniósł głos, a ja spanikowany zasłoniłem mocno poobijane części ciała.
- Nie drzyj się. Kilku siniaków nigdy nie widziałeś?- spytałem, zaprzeczając sam sobie, bo przecież doskonale zdawałem sobie sprawę, że to nie tylko kilka zwykłych siniaków.
- Chyba sam sobie nie wierzysz. Kto cie pobił?- mimo mojej prośby dalej nie schodził z tonu zaskoczony i zmartwiony.
- O co chodzi, Lou?- obok swojego chłopaka znalazł się Harry, marszcząc brwi w zastanowieniu i tuląc go od tylu położył głowę na jego ramieniu.
- Zayna ktoś pobił, ale udaje idiotę i nie chce powiedzieć kto.- odpowiedział, a zaskoczony Hazza spojrzał na mnie pytająco.
- Nie wasza sprawa. Odwalcie się.- powiedziałem szorstko, wymijając Larry'ego.
- Sam?- usłyszałem za sobą pytanie Louisa, na co przystanąłem w połowie drogi do swojego pokoju, nie odwracając się w ich stronę. Strach w tamtej chwili przejął kontrole nad moim umysłem. Nie mogłem im przyznać racji.
- Powiedziałem, że to nie wasza sprawa.- powtórzyłem, nie zmieniając tonu głosu.
- Tak samo mówiłeś, kiedy ci nabił limo pod okiem.- przypomniał.
Nie odpowiedziałem nic, tylko poszedłem do swojego pokoju i się zakluczyłem, aby nie próbowali kontynuować tej rozmowy. Bałem się, co by mogło się wydarzyć, jakbym złamał jeszcze jeden zakaz, więc wolałem uciec od tematu. W ten sposób oni mieli tylko domysły, a nie mając pewności nie mogli nic zrobić. Poza tym, gdybym im się przyznał, to winę wzięliby na siebie, bo mnie wydali, a nie było to prawdą. Jak już mówiłem, gdybym siedział cicho nic by się nie wydarzyło.

Leigh- Anne

Byłam w szoku na wieść o zerwaniu Pade. No przecież to nie mogła być prawda. Pers i Jade za bardzo się kochały i do siebie pasowały. Fakt, ta ustawka mocno pokomplikowała w ich życiu, ale rozstanie? W głowie mi się to nie mieściło. Do tego widok cierpiącej i obwiniającej się Pezz bolał. I bez tego nie miała łatwo, a Thirlwall zamiast jej pomóc, to z nią zerwała. Rozumiałam, że ona też miała ciężko, ale dlaczego wybrała najgorsze z możliwych rozwiązań?
Blondynka po ponad godzinie płakania zasnęła, dlatego zostawiłam ją samą w pokoju, wcześniej okrywając kocem i zeszłam na dół gdzie Jesy rozmawiała z Jade.
- Możesz mi wyjaśnić, jak mogłaś wpaść na tak głupi pomysł i zerwać z Perrie? Co ci strzeliło do głowy? Pomyślałaś o niej?- może trochę za bardzo na nią naskoczyłam, ale nie umiałam się powstrzymać, gdy sprawiała wrażenie jakby jej to w ogóle nie ruszało i zachowywała się jak zawsze.
- Co? Jak to zerwałaś? Dlaczego?- Jessica zaskoczona na nią spojrzała. A więc nawet się nie przyznała? Zgłupiałam. Co z nią się stało?
- Przemyślałam wszystko. Tak będzie lepiej i Pers w końcu to zrozumie. Ona będzie mogła bez przeszkód udawać związek z Zaynem, a ja nie będę się temu przypatrywać z boku, zastanawiając się, czemu to nie ja jestem na jego miejscu, kiedy chodzą za ręce, albo się całują.- wytłumaczyła.
- Czyli zazdrość wzięła górę? Nie myślałam, że zachowasz się tak głupio. Powinnaś jej ufać i wspierać, a nie zostawiać. Ona ci ufała i chciała przejść przez to razem, bo wiedziała, że dla ciebie to też nie jest łatwa sprawa. Bo pomimo, że przy mediach udawała miłość do Zayna, to wracała do domu i to tobie posyłała spojrzenia pełne miłości, tobie ją wyznawała, udowadniając, że tylko ciebie kocha. Dlatego, pytam się po cholerę to zrobiłaś?!- zbulwersowałam się, podnosząc lekko głos.
- Minie jej. I wyjdzie nam to na dobre.- odpowiedziała, spuszczając głowę.
- A czy tobie od tak minęłaby miłość do kogoś, kogo byś kochała całym sercem i jeszcze ta osoba opuściłaby cie w najgorszym momencie?- spytałam, na co Jesy skarciła mnie spojrzeniem- A, zresztą!- machnęłam ręką.- To twoja decyzja, ale żebyś jej później nie żałowała.
- Pinnock!- syknęła Jesy ostrzegawczo.- Jade, to wasza sprawa, a my nie mamy prawa się wtrącać. Chodź, Leigh!- brunetka pociągnęła mnie za nadgarstek w stronę kuchni.
- Co?- spytałam, splątując ręce na wysokości klatki piersiowej, kiedy mnie puściła i spojrzała niezadowolona.
- Nie uważasz, że przegięłaś? Obie są naszymi przyjaciółkami i powinnyśmy je obie wspierać, nawet jeśli jedna z nich podjęła głupią decyzje. A ty najzwyczajniej w świecie na nią naskoczyłaś!
- A miałam wybór?! Nie widziałaś Perrie. Ona przez nią cierpi i się obwinia. Musiałam jej uświadomić, że zrobiła najgorszą rzecz jaką mogła.
- Nie, właśnie nie! Powinnaś być bezstronna, bo nie tylko Pezz to boli, ale również Jade jakbyś nie zauważyła. To ich życie i tylko one mogą sobie wytykać błędy.
Westchnęłam, z trudem przyznając jej racje. Niepotrzebnie dałam się ponieść emocjom. Nie zmieniło to jednak mojego zdania, że różowowłosa zachowała się głupio. I nie zamierzałam cofać swoich słów oraz jej przepraszać.

Louis

- Czekaj!- zatrzymałem swojego chłopaka, gdy nie chciał odpuścić Malikowi rozmowy i chciał iść do niego, kiedy Zayn poszedł do swojego pokoju.- Nie słyszałeś przekręcanego klucza? Zamknął się i nam nie otworzy.
- I tak po prostu mamy mu odpuścić? To jest poważna sprawa.- zbulwersował się.
- Wiem, ale porozmawiamy z nim razem z resztą, jak wyjdzie. Dobijanie się do niego nie ma sensu.- odparłem, zastanawiając się, czy to naprawdę Samuel mógł pobić Mulata, czy też nasz przyjaciel komuś się naraził. W końcu nie odpowiedział na moje pytanie, a je zignorował. Stąd mogłem mieć podejrzenia do obydwu opcji, aczkolwiek ta druga wydawała mi się mniej prawdopodobna. No, bo komu on mógł się narazić? Odkąd staliśmy się sławni przyjaźniliśmy się tylko z dziewczynami, a jeśli chodzi o kolegów, to mieliśmy ich garstkę, choć w sumie kontakt z nimi był równy kilku rozmów telefonicznych rocznie, więc nie wiem, czy mogłem określić nasze relacje mianem koleżeństwa. No, a przecież z rodziną by się nie bił. Albo poprawka, nikt z rodziny by go nie pobił.
- O czym porozmawiacie z resztą?- ze swojego pokoju wyszedł Niall.
- O Maliku.- odpowiedział Hazza i w trójkę zaczęliśmy iść na dół.
- A co zrobił?
- Raczej kto, co jemu zrobił. Ktoś go pobił.
Blondyn przystanął w miejscu i patrzył na nas zdziwiony.
- Niby kto i za co?- spytał zszokowany.
- Właśnie o tym chcemy z nim porozmawiać razem z tobą i Liamem, bo jak my sami się go spytaliśmy, to zamknął się w pokoju.- wytłumaczyłem.
- Ja go dzisiaj przyłapałem na braniu tabletek przeciwbólowych, ale nie chciał powiedzieć, po co mu one. Nie myślałem, że tu chodzi o pobicie.- za sobą usłyszałem zmartwionego Li.
- Myślicie, że to Sam? W końcu raz go już uderzył. A jeszcze dowiedział się, że my wiemy o ustawce.- spytał Niall.
- Obawiam się, że tak. Ale pewności nie możemy mieć, jeśli Zayn tego nie powie.- odpowiedziałem.

Perrie

Obudziłam się następnego dnia rano w pokoju Leigh- Anne. Po spojrzeniu na zegarek zdziwiłam się, że o tak wczesnej porze, bo zaledwie siódmej rano ja już nie spałam. Na drugim krańcu łóżka zobaczyłam śpiącą Leigh, więc po cichu wstałam i poszłam do mojego wspólnego z Jade pokoju, aby zabrać świeże ciuchy.
Po wejściu do pokoju przeżyłam niemiłą niespodziankę, kiedy zobaczyłam różowowłosą, która zamiast spać, jak to miałam na to nadzieje leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit. Jej widok sprawił zakłucie w sercu i łzy w oczach, dlatego spuściłam głowę i bez słowa podeszłam do szafy. Wyciągnęłam potrzebne ubrania i zabrałam kosmetyczkę, żeby móc zrobić sobie makijaż, po czym skierowałam się do drzwi, czując na sobie wzrok mojej byłej dziewczyny.
- Pezz..- zaczęła, zatrzymując mnie z dłonią na klamce- Nie musimy się do siebie nie odzywać, tylko dlatego, bo nie jesteśmy już ze sobą. Dalej możemy się przyjaźnić.
- Przez rok udawałam przyjaźń z tobą, ukrywając naszą miłość, teraz będę udawać przyjaźń z tobą, ukrywając, że między nami nic nie ma. Sama wszystko skreśliłaś.- stwierdziłam, starając się powstrzymać łzy przed spłynięciem po policzkach.
- Nasza miłość dalej istnieje. Tylko za dużo rzeczy w niej namieszało i nie możemy już jej rozwijać. W końcu zrozumiesz, że słusznie zrobiłam, bo tylko taki jest sposób, aby żadna z nas nie cierpiała.- pokręciłam głową i wyszłam nie odpowiadając.
Jak ona mogła tak powiedzieć? Nie rozumiałam tego. Przecież ja właśnie wtedy bardziej cierpiałam niż przed zerwaniem. Za dużo wszystkiego. Nie powstrzymałam się i zaraz po wejściu do łazienki wybuchnęłam płaczem.

Harry

Dopiero wieczorem Zayn wyszedł ze swojego pokoju. Chciał bez słowa przejść przez salon, w którym byliśmy i pójść do kuchni, ale Liam go zatrzymał, każąc usiąść, bo chcieliśmy z nim porozmawiać.
- O co wam chodzi?- zapytał zrezygnowanym głosem, gdy nie udało mu się przegadać Li i sobie pójść.
- Wiesz, o co i nie udawaj idioty.- odpowiedziałem, zauważając, jak zaciska usta i się spina. Zmarszczyłem brwi ze zdziwienia. Czy on się bał?
Odwrócił głowę i nie patrząc na nas odparł:
- W takim razie nie mamy, po co rozmawiać. I tak wam nic nie powiem.
- Malik, do cholery!- zirytował się Niall- Kto cie pobił? Martwimy się, więc z łaski swojej nam to wyjaśnij!
- Ale tu nie ma nic do wyjaśniania. Zasłużyłem sobie i koniec tematu. Nie mam zamiaru z nikim rozmawiać.- obruszył się zdenerwowany.
- W ten sposób nie damy tobie spokoju.- wtrącił Louis- Po prostu powiedz, co się stało i kto to zrobił, a nie zachowuj się jak przedszkolak.
- Sam to zrobił i znowu kazał ci być cicho?- spytał Liam, nie dając mu szansy się odezwać.
- Nie, nie Sam. I dajcie spokój.- powiedział i wstał z miejsca, wychodząc z salonu.
Nie miałem zamiaru mu odpuścić, zwłaszcza, że poznałem, że próbował skłamać i zanim Lou zdążył mnie zatrzymać poszedłem za nim, zatrzymując za ramie w korytarzu.
- Nie umiesz kłamać. Nie w stosunku do nas. Za dobrze cie znamy. Czemu on to zrobił? Przez nasze wygadanie się?- zapytałem, uznając to za bardzo prawdopodobną wersje.
- Przecież powiedziałem, że to tylko i wyłącznie moja wina. Sam sobie zasłużyłem.- odpowiedział, nie zaprzeczając, dlatego uznałem, że słusznie z Lou, Liamem i Niallem myślałem.
- A co ty niby takiego zrobiłeś, aby go wkurzyć i skłonić do takiego czegoś?- nie rozumiałem jego toku myślenia, a on na chwile zamilkł.
- Złamałem zakaz i teraz, kurwa też to robię.- powiedział i sam nie wiedziałem, czy miał więcej złości, czy strachu w swoim głosie.
Spojrzałem zaskoczony na chłopaków stojących za mną, a następnie na wchodzącego po schodach Mulata. Nie mogłem uwierzyć, że temu skurwysynowi udało się wmówić winę Zaynowi za to, co mu zrobił. Przecież Malik do uległych i słabych nie należał, więc jak bardzo musiał go zastraszyć? Cholera, to była chora sytuacja i nie zapowiadało się, że szybko minie.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Vicky (naprawdę dużo tych ksywek mi podałaś, kto ci tyle wymyślił?) zrozumiałaś choć w najmniejszym stopniu Jade? I jak myślisz, jeśli Zayn znowu został zmuszony przez chłopaków do powiedzenia prawdy, to Sam się o tym dowie? I w ogóle, co powiesz na wieść, że Zayn wziął winę na siebie? Spodziewałaś się tego? Obym cie po raz kolejny zaskoczyła, kochanie bo uwielbiam te twoje przepełnione emocjami komentarze :D I odpowiadając na twoje pytanie. Tak, ostatnim komentarzem pobiłaś rekord i stwierdzam, że ten był najdłuższym jaki w życiu dostałam :) W dodatku były to dwa komentarze. Nawet nie wiesz jaki miałam zaciesz, jak je zobaczyłam :D No nic.. Czekam na opinie odnośnie szóstki.
P.S. Pod twoim wpływem coraz bardziej zaczęłam się rozpisywać w notkach :) Do napisania!

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 5

Perrie

Następnego dnia po przepłakanej i prawie bezsennej nocy ranem zeszłam do kuchni gdzie wszystkie dziewczyny już były. Zaraz po moim wejściu Jade ucichła i spuściła głowę z zaciśniętymi w wąską linie ustami. Tej nocy nie spędziła u nas w pokoju, a jak się domyślałam po rzuconym byle jak kocu na kanapie w salonie.
- Cześć.- przywitałam się, patrząc smutno na zachowanie mojej dziewczyny, która zamiast odpowiedzieć wstała i wyszła.
- Pierwsza kłótnia Pade? O co poszło?- Leigh- Anne spojrzała na mnie z pytaniem i zdziwieniem.
- O zdjęcie z mojego wczorajszego wyjścia z Zaynem.- odpowiedziałam, siadając koło niej z kubkiem kawy w ręce.
- A dokładniej?- dociekała Jesy.
Westchnęłam i powiedziałam ściszonym głosem:
- Sam kazał nam się wczoraj pocałować.
- Co?- spytały równo, a Leigh o mało nie wypluła wody, którą piła.- I wy to zrobiliście?- zapytała z niedowierzaniem Jesy.
- A mieliśmy wybór? Nie. A Jade je zobaczyła i się wkurzyła.- przyznałam z bólem.
- Minie jej. Musicie tylko porozmawiać.- czarnowłosa pocieszająco potarła moje ramie, obejmując mnie.
- Oby.- dopiłam kawę i wstałam.- Muszę iść.- oznajmiłam, patrząc na zegarek.
Ubrałam bluzę i buty, po czym wyszłam z domu. Poszłam do parku w miejsce, które wskazał mi Sam w SMS- ie przy jedynej tam fontannie. Poczekałam chwile i przyszedł Zayn.

Zayn

Tamtą noc spędziłem u swojej siostry, która od niedawna mieszkała w Londynie. Jako, że nie widzieliśmy się kilka tygodni to rozmawialiśmy przez pół nocy, dlatego zdecydowałem się zostać u niej, a nie wracać do domu.
- Hej, Pers.- przywitałem się, gdy doszedłem na miejsce. w którym mieliśmy się spotkać i zauważyłem czekającą blondynkę.
- Hej.- odpowiedziała przygnębiona.
- Co jest?- zapytałem od razu.
- Pokłóciłam się z Jade. Przez ten wczorajszy pocałunek.
- Nie przejmuj się. Szybko jej minie. W końcu ona też nie ma łatwo.
- Wiem i w sumie nie dziwie się jej. Ja na jej miejscu również zrobiłabym sobie wyrzuty.- nie zdążyłem jej nic odpowiedzieć, bo zadzwonił mój telefon.
Sądząc, że to któryś z chłopaków bez patrzenia na wyświetlacz odebrałem. Myliłem się jednak, bo zanim się odezwałem w słuchawce rozbrzmiał głos wkurzonego Samuela, a nie któregoś z moich przyjaciół:
- Spotkanie odwołane. Masz pół godziny na przyjście do mojego biura. Radze ci się nie spóźnić.- po czym się rozłączył.
Zdziwiony odsunąłem komórkę od ucha i chwile w nią patrzyłem, zastanawiając się, co się mogło stać, że był taki wkurzony.
- Sam odwołał nasze spotkanie. Muszę iść. Pa i nie przejmuj się tak, porozmawiacie i wszystko będzie ok.- pożegnałem się z Perrie i szybkim krokiem zacząłem się od niej oddalać, kiedy nagle mnie olśniło.
Był tylko jeden powód, przez który nasz menadżer mógł zostać wytrącony z równowagi. Zdenerwowany wybrałem pierwszy lepszy numer któregokolwiek z chłopaków, którym okazał się telefon Harry'ego. Zaraz, gdy usłyszałem, że odebrał naskoczyłem na niego:
- Miesiąc czasu to za długo, żeby trzymać język za zębami?! Mówiłem wam, cholera, że nie macie nic mówić Samowi!
- Zayn, myśmy nie wiedzieli, że on nas słyszy..- zaczął, ale mu przerwałem.
- To po co w ogóle rozmawialiście o tej ustawce?! W każdym razie dziękuję wam za narobienie mi problemów.
- Zayn..- ponownie zaczął, ale ja go nie słuchałem, tylko się rozłączyłem.
Byłem na nich zły, ale również zdenerwowany, co takiego miało się wydarzyć. Nie wiedziałem czego się spodziewać po Samuelu w tamtej chwili. Przecież złamałem jego zakaz, a on się o tym dowiedział!
Po dwudziestu minutach znalazłem się pod drzwiami biura Sama i po wzięciu głębokiego wdechu zapukałem i wszedłem, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.
- O co chodzi?- zapytałem i przełykając ślinę z przerażeniem stwierdziłem, że nie byłem w pomieszczeniu sam z Samem, a jeszcze z dwoma innymi mężczyznami, których w życiu na oczy nie widziałem.
- Nie wiesz?- zaśmiał się, kipiąc złością i podszedł do mnie, gwałtownie przypierając do ściany.- Co ja ci, kurwa mówiłem?! Miałeś siedzieć cicho i chłopacy nie mieli wiedzieć o ustawce. Ale ty oczywiście musiałeś im wszystko wyśpiewać.
- Nic im nie powiedziałem.- chciałem jakoś załagodzić sytuacje, ale nie wyszło mi to.
- A kto?! Perrie?! Którakolwiek z dziewczyn?!- wydarł się i wymierzył mi cios z pięści w brzuch.- Gadaj!
- Kurwa, sami się domyślili!- odparłem, pochylając się do przodu przez ból brzucha.
- Nie mieliby ku temu podstaw, gdybyś im ich nie dał.- z impetem popchnął mnie w stronę jego towarzyszy, którzy się odsunęli, a ja nie zdążając złapać równowagi poleciałem na biurko Sama, przewracając je i uderzając w nie głową.- Może wreszcie nauczysz się robić, co każe, bo jak widać ostatni raz nic ci nie dał.
Po jego słowach poczułem kolejne uderzenie, ale nie zarejestrowałem którego z nich. W trójkę przez najbliższe kilka minut okładali mnie pięściami i kopniakami w jak najmniej widoczne miejsca, głównie brzuch i plecy. Nie zważali na moje krzyki, tylko robili swoje, a ja nie mogłem nic zrobić. Mieli nade mną przewagę, chociażby liczebną.
- Dość!- do moich uszu doszedł głos menadżera, po którym ciosy ustały.
Poczułem szarpnięcie za ramie, które zmusiło mnie do wstania i ponownie tego dnia zostałem przyparty do ściany, przez co syknąłem, gdy moje plecy zderzyły się z chropowatą powierzchnią.
- Zrozumiałeś wreszcie, że ze mną nie warto igrać?- przytaknąłem, kiwając głową, a on zwiększył siłę z jaką mnie przyciskał do ściany.- Zrozumiałeś?!
- Tak.- odpowiedziałem ściszonym i zachrypniętym głosem.
- Mam taką nadzieje.- puścił mnie i popchnął w stronę drzwi.- Więc teraz ściemnisz coś swoim przyjaciołom z kim się biłeś i spróbuj znowu mnie nie posłuchać. A teraz spieprzaj stąd!- powiedział, na co z ulgą wyszedłem.
Wszystko mnie bolało, dlatego drogę do domu pokonałem w dwa razy dłuższym czasie niż zwykle. Strach jeszcze ze mnie nie zszedł. W sumie, co ja mówię. Przerażenie ze mnie jeszcze nie zeszło. Po raz kolejny przekonałem się, że byłem pod kontrolą ostatniego skurwiela zdolnego do wszystkiego. Tylko tym razem to było naprawdę bolesne przekonanie.
Zaraz po wejściu do domu chciałem bez słowa udać się do swojego pokoju, ale niestety chłopacy mnie zatrzymali, kiedy przechodziłem przez salon.
- Zayn, przepraszamy. Powinniśmy pomyśleć zanim zaczęliśmy rozmawiać o tej ustawce. Sam mocno się wkurzył, czy od wczoraj mu trochę przeszło?- Louis odezwał się za całą czwórkę skruszony.
- To już jest nieważne. Dajcie spokój.- stwierdziłem, nawet na nich nie patrząc i poszedłem na górę.

Perrie

Naprawdę zdziwiłam się odwołaniem spotkania przez Samuela i zachowaniem Malika, ale również ucieszyłam. Miałam możliwość porozmawiania z różowowłosą i nadzieje, że złość jej na tyle przeszła, aby tą rozmowę przeprowadzić na spokojnie, bez kolejnej kłótni.
Wróciłam do domu, a w salonie zastałam swoją dziewczynę samotnie oglądającą telewizje.
- Możemy porozmawiać?- zapytałam nieśmiało, zwracając na siebie jej uwagę.
Jade spojrzała na mnie i wyłączyła telewizor, kiwając przytakująco głową. Usiadłam obok niej na kanapie i przez chwile wpatrywałyśmy się w siebie bez słowa, aż różowowłosa jako pierwsza zabrała głos:
- Przepraszam. Nie powinnam robić ci awantury, ale po prostu ja już tak dłużej nie potrafię. Myślę, że najlepiej będzie, jak od siebie odpoczniemy. Przynajmniej na jakiś czas. Przestaniemy siebie nawzajem ranić.
- Co?- spytałam, mając wrażenie jakby, to co powiedziała było jakimś żartem- Zrywasz ze mną?- odwróciłam głowę ze łzami w oczach.
- Nie, chce przerwy w naszym związku. Aż ta ustawka nie zostanie odwołana.- odpowiedziała spokojnym tonem głosu, co mnie jednocześnie zezłościło i zabolało.
- A czy to nie to samo?- zadałam retoryczne pytanie, nie powstrzymując się przed rozpłakaniem.- Boże..- szepnęłam i kręcąc z niedowierzania głową wstałam, udając się do łazienki na parterze, w której się zamknęłam. Z własnej winy straciłam Jade. Mój skarb, powód do szczęścia. Mój sens życia.
Oparłam się o szafkę, przez przypadek zrzucając lusterko, które po zderzeniu z podłogą stłukło się. Wszystko mnie przerosło. Chciałam sobie ulżyć, więc zrobiłam największą głupotę jaką mogłam.
Usiadłam na podłodze i nie przestając płakać chwyciłam jeden z odłamków szkła. Podciągnęłam rękaw bluzki i przyciskając do nadgarstka ostry przedmiot przeciągnęłam go po skórze, tworząc niegłęboką ranę. Poczułam nieprzyjemne szczypanie, ale przestałam o tym myśleć, kiedy widok krwi sprawił, jakby wszystkie problemy odeszły. Powtórzyłam czynność jeszcze dwa razy, po czym posprzątałam potłuczone lusterko i spłukałam resztki czerwonej cieczy, która zdążyła zaschnąć z ręki, po czym zakryłam rany rękawem i wyszłam z łazienki.
Poszłam do pokoju Leigh- Anne, podejrzewając, że w moim siedzi różowowłosa, gdyż nie było jej już w salonie. Weszłam bez pukania z załzawionymi oczami.
- Pers, co się stało?- przyjaciółka odłożyła książkę, którą czytała na szafkę nocną i do mnie podeszła.
Przytuliłam się do niej, ponownie wybuchając płaczem.
- Straciłam ją. Zniszczyłam wszystko, co pomiędzy nami było.- wymamrotałam zniekształconym głosem przez szloch.
- Matko. Cii.. Nie płacz.. To nie twoja wina..- Leigh zaczęła pocieszająco gładzić mnie dłonią po włosach i kierować nas obie w stronę łóżka, na którym usiadłyśmy, po czym szepcząc uspokajające słówka czekała, aż przestane płakać.

Louis

- Czy tylko mi się wydaje, czy znowu coś się stało, a on nie chce tego powiedzieć?- zapytałem zaskoczony zignorowaniem tematu przez Zayna zaraz po tym, jak zniknął na piętrze.
Niespełna godzinę wcześniej zadzwonił wkurzony z wyrzutami, a wtedy po prostu uznał temat za nieważny? Coś mi nie pasowało. Do tego przecież Sam na pewno z nim rozmawiał, bo nie odpuściłby mu złamania zakazu i za bardzo się zdenerwował dzień wcześniej, gdy usłyszał mnie i Hazze. Ewidentnie po raz kolejny Malik chciał ukryć cokolwiek, co się wydarzyło. Za dobrze go znałem, aby się mylić.
- Nie tylko tobie.- przyznał Liam.- Ale gadaj tu z nim. Znowu zacznie się kłócić.- westchnął.
- To co? W końcu się przyzna.- odpowiedziałem.
- Później z nim pogadamy.- oznajmił zamyślony Harry, na co skinąłem głową.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Eh.. Victoria (chyba mogę tak skrócić twój nick na bloggerze?), planowałam udostępnić ten rozdział później, ale po przeczytaniu twojego komentarza nie mogłam się powstrzymać. Mam nadzieje, że nie jesteś już "kłębkiem nerwów" cytując ciebie. Chociaż w sumie znowu dużo się dzieje. No nic, oby tylko na prawdę ten rozdział nie uszkodził twojego zdrowia, bo się boje, że pójdzie na mnie :D Tak swoją drogą to twój ostatni komentarz był najdłuższym jaki ktokolwiek kiedykolwiek mi napisał :) I wcale mnie nie zanudził, ani nie był beznadziejny! Nie wiem, czy czytałaś moją odpowiedź na twój komentarz z rozdziału 19 na drugim blogu, ale żadne komentarze mnie nie nudzą, a dają wielką motywacje i są ciekawe oraz mnie cieszą. Twoje również rzecz jasna :D
Czekam na opinie i do napisania!